poniedziałek, 29 lipca 2013

Podróż


*Daisy*
Chodziłam w tą i w tamtą po pokoju. Rzeczywiście miły dzień się zapowiadał, zwłaszcza, że Król postanowił dać mi tylko konia. Żadnego odrzutowca, kabrioletu. Byłam pewna, że to zrobił umyślnie. To pewnie jeden z tych testów, że mam przejść o własnych siłach. Był tak hojny i dał mi konia, jak w średniowieczu! Ale zawsze zapominałam, że ten świat był pokręcony. Mieli technologię naszych czasów, ale bardziej szanowali i używali starszych technik. Mimo że mieli pistolety to używali w większości mieczy czy sztyletów, mimo że mogli by mieć wieżowce to miasto składało się z pałacu i domków. Nawet architektura była bardziej no… starsza uznałam, że jednak trzeba bardziej było słuchać mojego nauczyciela od Historii Sztuki. Koń… Ja na koniu nie umiałam jeździć, nie żebym w ogóle jeździła. Boje się koni, odkąd jeden zwalił mojego brata w dzieciństwie. Nigdy żadnego nie chciałam dosiąść.
- Daisy Twój prowiant już jest na dole. - Rzuciła Britney zaglądając do mojego pokoju. Widziałam jak marszczy gniewnie brwi. Nie powiedziała mi o Legionach, bym do nich dołączyła. Gdyby wiedziała, że nie zostawiono mi wyboru. Jakoś nie miałam ochoty rozgłaszać wokół, że zabiłam mojego ‘opiekuna’, chociaż jutro i tak pewnie wszyscy będą wiedzieli. Król mnie nie oszczędzi. Będzie chciał to ogłosić, by jeszcze bardziej zagrzebać moją reputację w jego oddziałach i poddanych którzy pozbyli się wszelkich uczuć.
- Daisy Kochanie. - Zaczęła Britney tym razem pozbywając się gniewnej miny. W jej oczach była wyłącznie troska. - Powiem Ci coś czego nie mogę, bo ułatwi Ci przejazd, ale to ważne.. - Zniżyła głos do szeptu mimo, że nikogo wokół nie było. - W królestwie byłaś chroniona, dlatego mogłaś chodzić po mieście i się śmiać czy gniewać. Mogłaś czuć, nie zważając na strażników, bo nie mogli Cię oni aresztować, ale poza granicami miasta musisz nosić maskę. Masz być obojętna, zimna. Nie wolno Ci pokazać słabości ani emocji. Gdy Cię złapią skończysz w więzieniu, kochanie. - Przytaknęłam głową, nie byłam w stanie odpowiedzieć. Poczułam napływ strachu.
- I jeszcze jedno. Gdy będziesz kierować się na północ to znajdź gospodę mojej kuzynki. ,, U Oriona ‘’. Będzie mogła Ci pomóc.
- Dziękuje. - Odparłam pocieszona trochę na duchu.
- Och Skarbie. - Przytuliła mnie do siebie. - Dasz sobie radę.
- Aha.. - Mruknęłam niezbyt przekonana. Gdy odeszła musiałam stanąć twarzą w twarz z plecakiem. Miałam pomieścić tam wszystko na podróż. Przecież to nie jest możliwe. Westchnęłam i wyjrzałam przez okno. Nie było słońca, ale mimo wszystko twarz omiótł mi ciepły powiew powietrza. W rurkach na koniu… Cóż nie było to zbyt wygodne, a nie byłam w posiadaniu innych spodni. Chociaż… Gdy minęło z piętnaście minut byłam już właściwie gotowa do podróży. Ubrana w krótkie, spodnie, zakola nówki, buty za kostkę i sweterek. W plecaku miałam kilka grubszych swetrów i długich spodni, na wypadek, gdyby zrobiło się chłodniej, oraz broń, piżamy  i kosmetyczkę. Chyba czary pomogły mi to wszystko zmieścić uznałam patrząc się na plecak z niepokojem. Wyszłam z pokoju, który przez ostatnie kilka dni był mój.. Wcześniej zajmowałam pokój na wysokim piętrze. Pamiętam jaka przytulna była w nim atmosfera. Był pomalowany na ciepłe kolory i to tam miałam dużo wspomnień z Jessem, do którego teraz zmierzałam. Ciekawe czy jeszcze do niego wrócę. Nagle przypomniałam sobie o domu, o ile tak można tak nazwać.. W moim świecie. Na początku chciałam wrócić, teraz być może też, bez względu jak źle mi tam było. Ale nie rozpaczałam jak moim przyjaciele, którzy dostali się tu razem ze Mną. Nagle wspomniałam przekornego playboya Mike, głupiego, ale uroczego, Josha, który zawsze umiał trzeźwo ocenić sytuacje, Stelle i nasze przekomarzania i czasem kłótnie. Jessica.. Za tą osobą tęskniłam najbardziej. Znałyśmy się od wieku sześciu lat. Ale w tym świecie wybrałyśmy różne drogi. Ona drogę dobrych marzeń, a ja rzeczywistych wojen i rozlewów krwi, dla lepszego dobra… Przez wiele ostatnich dni, gdy brakowało mi Jessego, zastanawiałam się także co u buntowników, o ile wiem, w ogóle nie słyszałam o ich działaniach. Gdy kiedyś do nich dołączyłam byłam zafascynowana, podziwiałam ich, ale po zmianie otoczenia, mogłam spojrzeć na wszystko jasno i trzeźwo. Chowali się, nie robili nic pożytecznego, od czasu do czasu uratowali parę osób, ale całe grupy ludzi nadal cierpiała. Gdyby tak pomyśleć, to ja z Jessem też ostatnio dużo nie robiliśmy, ale to tylko dlatego, bo mamy zamiar rozwiązać wszystko za jednym razem. A do tego trzeba planu, sojuszników.. Trochę nam to czasu zajęło. W dodatku Jesse cały czas musi grać, że jest zaufanym człowiekiem króla. Grać, że nie ma uczuć, że nie ma w nim emocji. To było trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Jednak… Poczuł coś do mnie. Nadal. Słyszałam jego słowa gdy widziałam go po raz ostatni,, Czy jest coś śmiesznego czy złego w tym, że się zakochałem? ‘’. Hmm… Właściwie było w tym coś śmiesznego, bo przy pierwszym spotkaniu zastrzelił Mike, chciał zabić mnie i moich przyjaciół, przy czym zdążyłam ujść z życiem tylko dlatego, bo spadłam z klifu. Boki zrywać.. Nie wiadomo czemu, ale zaśmiałam się pod nosem. Wtedy na pewno nie było mi zabawnie, ale wspominając to, a później wszystko co się między nami działo.. Jednak zabawne. No cóż.. Ale trzeba ruszać. Wyjęłam komórkę i jeszcze raz spróbowałam zadzwonić do Jessego. Jak zawsze poczta głosowa… Może nie ma tam zasięgu. Hmm lub walczy o życie. Spojrzałam się na złotą, delikatną bransoletkę i z małymi kryształkami lazurytu. Nie dała mi żadnego znaku, że jest w niebezpieczeństwie. Drugą taką, lecz cóż.. Bardziej męską miał Jesse, informowały nas nawzajem czy drugiej osobie coś grozi. Ciekawie czy jego dała mu znać, gdy byłam w sidłach teraz już martwego Shneidera… Zresztą nie ma co wspominać. Zeszłam na dół i obejrzałam się jeszcze przez ramię. W pewnym sensie czułam ulgę, że stąd wyjeżdżam. Jak kiedyś On mi powiedział… Pod pięknem tego królestwa jest rozlana krew niewinnych ludzi… Przerywając rozmyślenia i zostawiając to wszystko za sobą skierowałam się do stajni. Natychmiast poczułam ostry zapach koni. Zawsze gdy na wycieczkach wybieraliśmy się pojeździć na koniach to zatykałam noc, nie mogąc tego znieść. A teraz będę podróżowała z tym przerażającym zwierzęciem przez cały czas. Trochę jak z Jessem, tylko że on ładnie pachniał.
- Ech. - Westchnęłam i poszłam korytarzem patrząc na boki i nagle zobaczyłam mojego faworyta. Miał błyszczącą sierść jakby dopiero co się kąpał o barwie karmelu.
- Silny i szybko, jednak agresywny wbrew pozorom. - Obejrzałam się i dostrzegłam stajennego. Podparł się na widłach i wpatrywał w konia.
- Jest pozwolenie ? - Spytał z uśmiechem. Uczucia.. Ludzie byli wobec siebie serdeczni, dlatego warto je posiadać. Niestety tylko służba mogła legalnie czuć. Odpowiedziałam uśmiechem i podałam list zapieczętowany czerwonym woskiem. Stajenny uważnie mu się przyjrzał i przeczytał robią wielkie oczy.
- Od samego Króla.. - Mruknął. - Zesłał Cię na śmierć Mała czy jak ? - Spytał się mężczyzna.
- Coś w tym guście. Hmm.. Mówił pan, że silny i szybki, takiego mi potrzeba.
- Taa.. Jeżeli nie zrzuci się z siodła. - Natychmiast zrobiłam wielkie oczy. Właśnie dlatego bałam się koni. Mój brat skończył w takim wypadku w szpitalu. Westchnęłam, nie miałam innego wyjścia.
- Nazywa się jakoś ?
- Nie.. Nie ma pana, wszyscy raczej go unikają, mówią że przynosi pecha.
- Czemu ?
- Obserwuj. - Mruknął i podszedł do niego bliżej. Koń parsknął i zaczął uważnie obserwować przybysza. Gdy stajenny się zbliżał się ostrożnie, ten dostał ataku agresji i zaczął wierzgać nogami w jego stronę, jakby chciał wywalić drzwi i uciec stąd jak najdalej. Stajenny cofnął się przestraszony. I wzruszył ramionami.
- Zawsze jak jestem tu z klientami i chce do niego podejść to tak reaguje. Nikt go nie chce. Znaleźliśmy go na pustyni ledwo żywego… Hmm.. Właściwie to Syn Króla go znalazł, tylko jemu udaje się wejść do niego i wyjść żywym. Inni, gdy próbowali kończyli z połamanymi kończynami.
- Który Syn? - Spytałam zainteresowana.
- No.. Ten co jest posłuszny swemu Ojcu jak pies. Prowadzi któryś z legionów i wyłapuje dobrych ludzi. Rozumiesz, tych którzy czują. Wybija ich jak króliki. - Rzucił z odrazą. Zasmuciłam się… Tak to ta zła strona udawania.. Musi spełniać rozkazy Króla, by podtrzymywać jego zaufanie. Mruknęłam coś w odpowiedzi i jeszcze raz popatrzyłam na stajennego mającego w reku grapie. I natychmiast wpadło mi coś do głowy. Obejrzałam go jeszcze raz. Miał na nosie beżową plamkę i czarne oczy. Oczy pełne.. Czy to był strach? Nigdy nie umiałam odczytywać emocji u zwierząt. Spojrzałam jeszcze raz na stajennego i coś mi w głowie zaświtało.
- On się boi. - Rzuciłam.
- On ?! - Warknął Stajenny wymachując rękami, a przy tym grabiami. Koń znowu parsknął siląc się na gniew. - To my kończymy u szpitala!
- Zawsze pan ma grabie w ręku ?
- Oczywiście ! Jak inaczej mam karmić konie Hę ? Ty się dziewczyno w ogóle na zwierzętach nie znasz. - Żachnął się.
- A czy ktoś przebywa w stajni bez pana ?
- Oczywiście, że nie ! No.. Może tylko ten arogancki wyrostek każe mi wychodzić ! Jakby sam uważał się za króla. - Warknął, rozmawiając bardziej ze sobą niż ze mną.
- Mogę prosić pana o to samo ? - Spytałam się grzecznie, lecz on spojrzał na mnie spode łba.
- Następna się znalazła.. Ta dzisiejsza młodzież, w ogóle bez szacunku. - Mruczał pod nosem, ale skierował się do wyjścia. Spojrzałam na konia.
- No dobra. - Westchnęłam i spojrzałam się w oczy konia, który patrzył na mnie nieufnie. Podeszłam powoli do drzwi. I wyciągnęłam ręce pokazując, że nic w nich nie mam.
- Słuchaj, ja bardziej boję się Ciebie niż Ty mnie. - Odparłam. - Więc może pójdziemy na kompromis. - Czułam się głupio rozmawiając z koniem, który nie wiadomo czy mnie rozumiał. Ale jak do tej pory mnie nie zaatakował, a położyłam już dłonie na drzwiczkach jego zagrody. Uśmiechnęłam się i próbowałam nie mrugać, nie wiem czemu, może z jakiegoś filmu to podłapałam. Może z Harrego Pottera? No ta… Ale to był hipogryf.. Oj mała różnica.. Najwyraźniej stworzenie trochę się uspokoiło. Ostrożnie otwarłam drzwiczki i podchodziłam krok po kroczku w niemałej panice. Koń podszedł krok i powąchał mnie. Pachniesz Jessem. Krzyknęłam i cofnęłam się przerażona. Konie nie gadają! Czemu ewidentnie usłyszałam jego głos. Cholera ! Ze mną coś jest nie tak. Wcale nie zwariowałaś. Powiedział, jakby czytał w moich myślach. Podszedł bliżej i pozwolił  mi się delikatnie pogłaskać bo nosie.
- Ty naprawę mówisz ? - Spytałam się trochę oszołomiona. A ponoć to ja jestem mało kumaty. Nie bój żaby, jesteś całkiem normalna, po prostu nie rozmawiam z ludźmi. Brzydko im z oczu patrzy i śmierdzą.
- Chyba miałeś do czynienia z nieodpowiednimi ludźmi. - Odparłam. Możliwe…
- Czemu pozwoliłeś mi podejść ? - Spytałam. Masz takie oczy… Mruknął z powagą. Oczy, które wiedzą co to smutek. Jesse też takie ma, dlatego pozwalam mu się odwiedzać. Usiadł na sianie i zaczął je skubać. Nienawidzę tego cholerstwa. A Ty ?
- Cóż.. Ja raczej nie jem siana. - Mruknęłam i przysiadłam się bawiąc się gałązkami zasuszonej trawy. Szczęściara. Mi zawsze dawali tylko to.
- Nigdy nie jadłeś trawy? Jabłek ? - Zdziwiłam się ze współczuciem. Nie.. Odkąd pamiętam byłem wychowany w niewoli. Odkąd sprzedali moją matkę, która próbowała chronić przed sprzedażą mnie… Hmm.. Uciekłem. Zawsze chciałem być wolny wiesz ? Ale akurat wtedy Ci źli ludzi byli na jakiś chorążych piaskach. Nie było co jeść… Słuchałam tej historii ze smutkiem.
- Inne zwierzęta też umieją mówić ? - Spytałam się. Nie.. Wszyscy zapomnieli jak brzmią słowa, jaki jest alfabet. To przez niewolę… Jedynie dzikie zwierzęta. Ale one z czasem też są łapane i zapominają. Nie mają do kogo gęby otworzyć. Zatracają się w przygnębieniu.
- Przykro mi.. Naprawdę. - Mruknęłam. Daj spokój dzieciaku, jedna osoba nie odpowiada za poczynania innych.
- Hmm.. Chciałbyś mi towarzyszyć w wyprawie ? - Spytałam się z uśmiechem. Może jednak nie będę sama. Daj spokój dzieciaku. Co z tego będę miał Hę ? - Hmm.. Wolność ? Prawdziwą trawę, jabłka ? Naturę. ? - Zachęcałam. Bierz siodło dzieciaku, jedziemy. Trzymam Cię za słowo! - Prychnął rozruszony i wstał, wierzgając i kręcąc się w kółko. Hmmm normalnie pomyślałabym że Koń ma ADHD, ale czy koń może coś takiego mieć ?
- Jak się nazywasz ? - Zapytałam zamiast tamtego. Pojęcia nie mam dzieciaku.
- Hmm.. - Znowu zrobiło mi się go żal i uznałam, że muszę go jakoś nazwać. Ale niestety nie miałam do tego nigdy talentu. Spojrzałam na jego wygląd, barwę… - Może Szarlotka ? - Zasugerowałam. Serio ? Żartujesz sobie ze mnie ? Nazwałabyś przyjaciela Szarlotka ? Zresztą jestem chłopakiem!
- Aaa… Wybacz. - Burknęłam. - Carmen ? - Przypomniała mi się barwa jego sierści, zupełnie niczym karmel. Jakoś tak mi się skojarzyło. Czy to aby na pewno nie jest damskie imię ? -Spytał się, a ja wpadłam w panikę. Chyba rzeczywiście. Ale podoba mi się. Uznał. W razie czego zwalimy na Twoją głupotę.
- Nie ma sprawy. - Odparłam z uśmiechem. Osiodłałam go z jego pomocą i przy okazji zauważyłam, że mój nowy przyjaciel ma mnóstwo blizn.. Założyłam plecak. Mogę przy okazji przejechać tego barbarzyńcę ? Spytał się mnie Carmen. Zaśmiałam się.
- Możesz, ale oby nie za mocno. - Mruknęłam i pogłaskałam go za uchem. Carmen prychnął uradowany i ruszył w stronę wyjścia od stajni. Kopnął w drzwi tylnymi nogami, że aż wyrwały się z zawiasów. Nie bałam się go. Bałam się koni, jednak nie bałam się swoich przyjaciół, których nie mogłam traktować jak środek transportu. To byłoby niemiłe. W każdym razie stajenny spojrzał się na nas, a jego oczy były wielkie jak talerze i.. przerażone. Natychmiast zerwał się do biegu i uciekł w stronę Bóg wie czego. Szkoda nóg i czasu na takiego brzydala. Mruknął, ale z pewną nutą rozczarowania. Gdzie się kierujemy Ślicznotko ?
- Hmm.. Północ. - Odrzekłam po prostu. Jej widzę, że główkę to Ty masz tak samo pustą jak ja. Się dobraliśmy. Zaśmiałam się i ruszyliśmy prosto przed siebie.
- Ale wiesz gdzie są kierunki prawda ? - Spytałam. Oczywiście, aż taki tępak ze mnie nie jest. Trzeba kierować się gwiazdą polarną. Widzisz. Uczysz się na każdym kroku ode mnie. Nie chciałam mu zepsuć radości i mówić, że taką rzecz to ja jednak wiedziałam.. Pogalopował w tamtym kierunku, a ja próbowałam nie spaść z siodła. Biegł tak długo najwyraźniej radując się z wolności, że mój tył tego nie wytrzymywał.
- Zrób przerwę, wszystko mnie boli. - Żachnęłam się. Przecież miałem jechać na północ ? Spytał się z niewinną, urażoną nutą.
- No tak, ale wiesz, nie musisz od razu okrążyć kuli ziemskiej. A odpoczynek się nam przyda. - Tylko prychnął, gdy podbiegł jeszcze kilka metrów do strumienia to zatrzymał się i zaczął skubać trawę. Na koguty mojej ciotki ! Jest pyszna! Chcesz trochę ?
- Hmm.. Nie nie przepadam wiesz. - Opowiedziałam z uśmiechem i podrapałam go za uchem. Wy ludzie jesteście dziwni.. Mruknął i zajął się swoimi sprawami. Rozłożyłam się wygodnie na trawie i zastanawiałam się nad obawami Britney. Jak dotąd nie spotkało nas nic złego. Niedługo będzie się ściemniać, więc najlepiej się schować w las i się przespać. Bez sensu jest podróżowanie nocą. Jednak zanim się obejrzałam już zasnęłam.
Hej ! Mała, wstawaj ! Usłyszałam spanikowany głos w mojej głowie, nie wiadomo jak, ale znalazłam się z Carmenem na skraju lasu. A Ja byłam cała w trawie i ziemi.
- Co Ty wyrabiasz ? - Warknęłam, ale ten mnie uciszył. Przymknij się. Masz twardy sen, wywlokłem Cię ze strumyka, bo są tam jacyś ludzie. - Skinęłam tylko głową, na znak, że zrozumiałam i wyjrzałam zza krzaków.
- Oni tylko łowią ryby, Idioto. - Mruknęłam, kręcąc głową. O Kocham jeść ryby ! Westchnął.
- Ty nie jesteś oby Koniem ? Koty jedzą ryby, zresztą ponoć nawet trawy nie jadłeś, a jadłeś ryby? - Zmarszczyłam czoło i patrzyłam się na niego jakby oszalał. Pff jaka zarozumiała.. Nie dasz człowieku poudawać, że lubi ryby.
- Nie jesteś człowiekiem. - Koń był dla mnie coraz większą zagadką. Był odrobinę bzikowaty. Jaka niemiła. Chyba ktoś nas w końcu zauważył lub usłyszał, bo usłyszałam jak ktoś ładuje broń.
- Pokaż się. Ale już. - Mruknął jakiś męski głos z obojętnością w głosie. Zaklęłam pod nosem i wstałam z rękami w górze, próbując okryć i schować strach. Gdy będę udawała, że nie czuje, to nic mi nie będzie.
- Spokojnie nie jestem wrogiem. - Odrzekłam. Zamierzony spokój, zamienił się w chłód. Mężczyzna spojrzał na mnie.
- Masz takie zimne oczy. To jedna z nich. - Mruknął do przyjaciela obok. I natychmiast na jego twarzy pojawił się grymas obrzydzenia.
- Zabij ją. Zauważyła, że czujemy wyda nas armii. - Mruknął machając ręką, jakby zabójstwo to nie było nic takiego. Dopiero wtedy zorientowałam się w jakiej jestem sytuacji. Mężczyzna użył na początku obojętnego tonu, bo nie wiedział z kim ma do czynienia, gdy zobaczył dziewczynę, która nic nie czuje, mógł zdjąć maskę i zabić ją, by pozbyć się świadków.
- Zaraz ! - Krzyknęłam z determinacją. - Myślałam, że to Wy nie czujecie, więc musiałam się sama zamaskować. - Mężczyzna spojrzał na mnie i jego twarz natychmiast się rozpogodziła. Schował strzelbę.
- Ach dziewczyno. Za dobrze udajesz. Naprawdę miałem zamiar Cię zastrzelić. - Odparł i westchnął z ulgą. Teraz już Carmen wyszedł z ukrycia.
- No proszę, jakie piękne zwierze masz. - Powiedział z entuzjazmem.
- Hmm.. Dziękuje.
- A co Ty tu dziecino robisz ? To nie są bezpieczne czasy na spacerki. Zwłaszcza dla takich jak  my. - Spytał drugi mężczyzna, który nie przestał zakładać na wędkę robaków i wyławiać co nowe ryby.
- Tak wiem, proszę pana. Szukam… - Poszukałam w pamięci, co mówiła Britney. - Gospody ,, U Oriona ‘’. - Obaj spojrzeli się na mnie i wymienili spojrzenia.
- To nie jest najprzyjemniejsze miejsce. Wszyscy którzy czują przybywają tam napić się i po wyżywać na innych.
- A gospodyni? Moja przyjaciółka Britney powiedziała mi, że jej kuzynka mi pomoże.
- Chodzi o Glerde ? Owszem pomaga innym, jeżeli ma pewność, że absolutnie nic nie łączy ich z królestwem. Ale spokojnie, takiej miłej dziewczynie na pewno pomoże, zwłaszcza, że masz znajomości.
- Hmm… A więc możecie pokazać mi gdzie to ? - Spytałam grzecznie.
- Oj daj spokój, pójdziemy z Tobą, to nie daleko. Jakieś trzy kilometry. - Ładne mi niedaleko pomyślałam.
- Już się zbieramy, poczekaj chwilę. - Powiedział ten mężczyzna który łowił i zaczął zbierać swoje rzeczy. Oddaliłam się kawałek z Carmenem.
- Można im ufać ? - Spytałam szeptem. Ja nie ufam ludziom. Mruknął. Ale nie pachną źle.. To Twoja decyzja. Jeśli chcesz to pójdę z Tobą, jeśli nie, to mogę kopnąć ich w te tłuste zady do strumienia.
- Hmm… Może odpuśćmy sobie te drugą opcje. - Gdy mężczyźni zwinęli tobołki powędrowaliśmy razem wzdłuż strumyka. Wypytywali mnie o różne rzeczy, skąd przybywam, czego szukam, jak jest w ich świecie niezależności od państwa.. Na szczęście, nie musiałam odpowiadać. Każdy prowadził jakby rozmowę z samym sobą. Ja i Carmen od czasu do czasu wymienialiśmy spojrzenia. Jednak doprowadzili nas. Była to wielka , kilkupiętrowa gospoda, dosyć zaniedbana. Napis, był wybrakowany tak, że tworzył nazwę. ,, Or on  ‘’ Nie mogłam się domyśleć czy to dlatego, bo to stary napis, czy po prostu ludzie za dobrze się bawili i nabroili. Poczekam tu, nie lubię ludzi. Oczywiście oprócz Ciebie i tego którym pachniesz. Inni są źli. Mruknął Carmen i zatrzymał się przed drzwiami gospody. W razie czego zagwiżdż. Kiwnęłam głową i weszłam za dwoma nieznajomymi do gospody. Natychmiast wszystkie głowy wrzuciły się na nas. Obojętne spojrzenia. Jedne mężczyzna w firmowym podkoszulku podszedł do nas.
- A państwa nie znamy. Państwo wybaczą, ale muszę prosić by…
- Oj daj spokój. My też czujemy koleś, po prostu dawno tu nie zawitaliśmy i nie mamy jakiejś karty członkowskiej. - Odparł jeden z mężczyzn z którymi przyszłam i poklepał tamtego po ramieniu z uśmiechem. Niektórzy najwyraźniej odprężyli się i znowu zaczęli swoje rozmowy, jednak kilka osób nadal wpatrywało się nas. Tym razem nieufnie
- O Glerda ! - Zawołał ten bardziej śmiały i pociągnął mnie w stronę lady. - Ta dziewczyna Cię szukała. - Przysadzista kobieta spojrzała się na mnie gniewnie.
- Nie zawracajcie mi głowy! Mam dużo pracy, nie znam jej. - Odparła i wróciła do swojego zajęcia.
- Jestem obok, możesz zwrócić się do mnie bezpośrednie. - Warknęłam zamiast trzymać język za zębami. Teraz więcej osób na nas patrzyło, a kobieta podniosła brwi i uśmiechnęła się lekko.
- W porządku. Czego chcesz ? - Przygryzłam wargę i po prostu postanowiłam działać.
- Britney mnie przysłała. Powiedziała, że mogę się tu zatrzymać i także pomożesz mi.
- Ach ta kobieta ! Nie dość, że zdradziła nas i poszła służyć tym potworom to ma czelność o coś mnie prosić. !
- Hej ! Tylko tak może przeżyć, przecież ją złapano na emocjach. - Krzyknęłam chcąc ją bronić.
- Powinna zginąć, jak wszyscy inni. Tylko tchórze idą na służbę. - Warknęła i odwróciła się, jakby uważała naszą rozmowę za zakończoną.
- Jeszcze nie skończyłam !
- Masz jakiś problem Dziewczynko ? - Spytał się mnie jakiś nieznajomy muskularny mężczyzna w czarnej skórzanej kurtce z ćwiekami. Normalnie bym się przestraszyła, ale teraz kierowała mną wyłącznie gniew.
- Ona jest problemem ! Jeśli nie chcesz mi pomóc, ani Britney to najwyraźniej grubo się ona co do Ciebie myliła ! A służba.. - Prychnęłam. - Niektórzy cenią sobie życie!
 I opiekę nad innymi. Dodałam w myślach. Przecież Britney poszła na służbę, tylko dlatego, bo chciała dalej opiekować się Jessem. Nie chciała go zostawić samego. Nie miał on nikogo innego.
- Mam ją stąd wyrzucić ? - Spytał facet za mną groźnie. Glerda odwróciła się do mnie.
- Doceniam Twoją szczerość i odwagę, ale wybacz.. Jeśli Britney myślała, że nadal jestem tą miłą panią pomagającą innym to się pomyliła. Ludzie z czasem się zmieniają. Sytuacje wymagają by każdy stał się niezależny. Nie pomogę Ci. Wiesz dlaczego ? Bo znam Cię. Byłam jakiś czas temu w królestwie. Widziałam Ciebie, gdy szłaś z Synem Króla. Takich osób się nie zapomina. Nie pomagam nikomu, kto jest powiązany w jakikolwiek sposób z królestwem. Skąd mamy wiedzieć czy nas nie zdradzisz ? Nie mamy dowodu, więc nic Ci nie zrobimy, ale nie mamy też powodu, by Ci pomagać. - Westchnęłam zrezygnowana. Teraz przynajmniej znałam powód jej nieufności.. Chciała się chronić.
- W porządku. Wiesz masz racje. Britney się co do Ciebie pomyliła. Ale Ty także mylisz się co do niej. Schowała własną dumę i dołączyła do służby, by chronić innych. Myślisz, że znasz ludzi po ich publicznym zachowaniu ? Wcale nie znasz. - Mruknęłam i odwróciłam się na pięcie do wyjścia.
- Hej ! - Krzyknął ktoś ostro zasłaniając mi drogę. - Myślisz, że można tak nawyzywać gospodarza i wyjść !? - Warknął mężczyzna.
- Zejdź mi z drogi. - Powiedziałam chłodno. Mężczyzna wyszczerzył do mnie zęby w obrzydliwym uśmiechu i za nim się obejrzałam wyciągnął z kieszeni nóż i przyłożył mi je do gardła.
- My tu nie lubimy takich co się płaszczą przed królestwem. - Nie myśląc nad tym co robię, ponieważ gniew ciągle we mnie został odtrąciłam nóż, błyskawicznie obróciłam się tak, że znalazłam się z tyłu faceta i wyjęłam z buta pistolet. Przyłożyłam go do jego głowy.
- Tak chcesz się bawić Kotku ? - Spytałam z jadem. Naprawdę Ci ludzie mnie obrzydzali. Byli samolubni, zdolni dbać tylko o siebie. Nie różnili się niczym od tych którzy nic nie czują. Kilka osób patrzyło na mnie z osłupiałą miną. Cóż.. Szybkość i zręczność w takich sytuacjach miałam już wypracowaną. Treningi z Jessem, Seleną oraz innymi nie poszły na marne. Kilka osób wstało.
- Powiem wam jak teraz będzie. Po prostu mnie puścicie, a wtedy może go nie zastrzelę. - Warknęłam.
- Nie zrobisz tego. - Odezwał się ktoś, a jakaś kobieta pisnęła.
- Pewnie nie są nawet nabite. - Powiedział jeszcze jakiś głos. Uniosłam pistolet i wycelowałam w stronę baru celując w szklankę którą w osłupieniu trzymała Glerda. Wystrzeliłam i szklanka pękła, rozsypując kawałki szkła po całej ladzie.
- Że niby blefuje ? - Spytałam się z kpiącym uśmieszkiem.
- Dobrze, już dobrze. - Powiedział mężczyzna do którego celowałam. - Pozwolimy Ci iść, tylko upuść broń.
- A paluszek ? - Zachichotałam, ale natychmiast spoważniałam. - W porządku. - Odsunęłam się od niego, ale broń nadal miałam w pogotowiu. Wyszłam z gospody. Nikt za mną nie szedł. Zauważyłam Carmena i natychmiast podbiegłam do niego i wskoczyłam na siodło.
- Szybko biegnij. - Rzuciłam. Mój przyjaciel się nie czekał na wyjaśnienia. Pobiegł w stronę wyjścia z miasteczka i stronę lasu. Opowiedziałam mu w drodze wszystko co się wydarzyło w gospodzie.
- Więc noc spędzimy w lesie Mój jedyny przyjacielu. - Odparłam i przytuliłam się do jego ciepłej szyi. Może powinniśmy tej nocy jechać dalej. Jesteśmy oboje wypoczęci. Po co zwlekać. Dopóki będę widział drogę to mogę jechać. A tak w ogóle to od razu miałem złe przeczucia. Ludzie są źli.
- Może kiedyś udowodnię Ci, że nie wszyscy i nie zawsze, a noc w siodle jakoś mi nie leży, ale w porządku. - Odpowiedziałam. Możesz przespać się na mnie. Usłyszałam głos przesyłany jakby telepatycznie i natychmiast zasnęłam obejmując mojego nowego przyjaciela.
***


Raz udało mi się udać rozdział na czas, dzisiaj niestety nie :) No, ale może przebaczycie ;3 
Rozdział nie za specialny, następny postaram się dodać 7-8 sierpnia.
Pozdrawiam Kociaki ;3

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Uwielbiam konie, a ta rozmowa Daisy z nim była dobra ^^
    Kto by pomyślał... też bym chciała takiego zwierzaka!
    Nom ale dosyć moich zachwytów nad koniem ;)
    Ogólnie sytuacja jest bardzo ciekawa i już nie mogę się doczekać co dalej.
    Mam nadzieję, że niedługo będzie dużo Jessego i Daisy <3 uwielbiam ich :)
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie jak zwykle ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na nn na http://glodowa-arena.blogspot.com/ :) Teraz nowe rozdziały codziennie :)
      A już niedługo ( we wtorek lub środę) nn na http://you-are-my-angel-always-and-forever.blogspot.com/ :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. kolejny nn na http://glodowa-arena.blogspot.com/ ;)

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze suuper. Zwłaszcza wątki z koniem. Reszta też fajna.
    Czekam na nn
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety nie czytałam na bieżąco bloga i pogubiłam się :( Więc raczej nadrobić mi się nie uda xd
    Aleeeee.... nareszcie dodałam nowy rozdział na Scarlett :D mam nadzieję że wpadniesz ;)
    http://stories-of-thepast.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo miły i przyjemny rozdział . Daisy znalazła nowego przyjaciela. I to jakiego! :D. Komentarz będzie krótki , bo za bardzo nie ma tu czego komentować. Spróbuj brać kwestie Carmen w cudzysłów , bo momentami gubiłam się w jego wypowiedziach :). Cóż , nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Daisy powodzenia :D.

    Claudine

    OdpowiedzUsuń