- Odpowiedź mi tylko.. Powiedź, że mnie nie nienawidzisz. - Powiedział pusto. Jakby myślami był gdzie indziej. Rozległo się następne pukanie.
- Chwileczkę. - Zawołałam i znów zwróciłam się do chłopaka. - Nie możesz dać sobie akurat teraz spokoju. Nie mam na sobie bluzki, a ktoś dobija się do drzwi.! - Syknęłam z jadem. Chłopak puścił mnie z wahaniem, podczas, gdy ja zakładałam bluzkę, on leżał tam, gdzie go zostawiłam. Otworzyłam drzwi i moje oczy stały się wielkie jak talerze. Przede mną stał mój nowy nieznany opiekun. Spojrzał się na mnie obojętnie. Poczułam chłód, który przeszył całe moje ciało.
- Tak myślałem, że Cię tu znajdę. - Odpowiedział zachrypniętym niskim głosem. - Witaj Jesse. - Skłonił się, ale widać było że nie ma na to najmniejszej ochoty. Blondyn skinął mu głową.
- Jednak zdajesz sobie sprawę. - Zwrócił się o chłopaka. - Że bez względu na Twoją pozycję, nie możesz widywać się z moją podopieczną bez pozwolenia.
- Nie pamiętam, byś mi czy Jej zakazał do tej pory czegokolwiek. - Odpowiedział mądrze.
- Dobrze, więc teraz to robię. - Odrzekł i przeniósł wzrok na mnie. Zmierzył mnie od stóp do głów i zobaczyłam w jego chłodnych oczach wzrok zwierzęcia, który patrzy się na swoje mięso. Cofnęłam się o krok automatycznie, jakby instynkt sam mówił, by się do niego nie zbliżać. Mężczyzna spojrzał teraz na Jessego i utkwił w nim przenikliwe spojrzenie, jednak byłam pewna że słowa są skierowane do mnie.
- Shneider Rogwil. - Powiedział po prostu. Przedstawiłam się równie chłodno.
- Daisy Peren…
- Dobrze wiem, kim jesteś. - Przerwał mi. - Możemy już iść ? - Spytał się, ale zdaje się, że nie czekał na odpowiedź, bo obrócił się na pięcie i pomaszerował. Uniosłam brwi kpiąco i natychmiast spojrzałam się na Jessego.
- Tylko zamknij za sobą drzwi. - Powiedział znużonym głosem, a przynajmniej się na taki siląc. - Już miałam zamknąć je do końca, gdy usłyszałam jeszcze kilka słów, tym razem zrobiło mi się o nich ciepło na sercu.
- Uważaj na siebie.
*Cztery dni później.*
Tak minęło kilka dni, nawet nie warto było liczyć ile, ponieważ wszystkie były bezwartościowe. Dzięki szanownemu panu opiekunowi został mi przedzielony inny pokój. Na parterze koło jego. Czyli jak najdalej od pokoju Jessego. W dodatku nigdy nie pomyślałabym, że zatęsknię za jego towarzystwem. Nie widziałam się z nim od czasu, gdy Shneider porwał mnie z jego pokoju. Cały czas byłam pod stałą obserwacją. Czułam się jak ptak w klatce, a to było zaledwie kilka dni. Król wiedział jak załatwiać swoje sprawy nawet bez użycia siły. Wszystko wydawało mi się lepsze niż to, chociaż wiedziałam, że to bardzo nieprzemyślane słowa. Miałam ochotę zobaczyć się z Britney jednak nie miałam okazji się wymknąć, wreszcie taka się nadarzyła.
- Król się niecierpliwy, masz szczęście, że nie może Cię zabić. Lepiej byś do nocy podjęła decyzję inaczej sprawy potoczą się dużo gorzej. Zostawiam się do wieczora. - Jednak na pytanie dokąd idzie nie raczył odpowiedzieć. Wymknęła się z pokoju i skierowała do kuchni. Zawszę można ją było tam znaleźć. To tam zawsze dawała jej mądre rady i pouczała czy informowała o rzeczach jej nie znanych. Mało nie potknęła się i nie spadła ze schodów z ekscytacji. Gdy tylko wparowała do kuchni, mało nie potrąciła Helen która niosła duży gar gulaszu.
- Uważaj Mała! - Warknęła zaskoczona, ale gdy tylko złapała równowagę to uśmiechnęła się.
- Coś rzadko nas odwiedzasz. Słyszałam plotki, ale w tych czasach trudno zgadnąć co jest prawdą a co nie.
- Jakie to plotki ? - Spytałam szczerze zaciekawiona i usiadłam na stoliku obok. - Helen odłożyła garnek i wytarła ręce. Rozejrzała się czy przypadkiem nikt nie jest na tyle blisko by je słyszeć.
- Podobno Król cofnął Jessemu opiekę nad Tobą i wysłał go, Bóg wie gdzie. Zaginął bez śladu, a Ty jesteś prywatną maskotką Shneidera.
- Co Ty dziecku, takie głupoty pleciesz. - Żachnęła się Britney, która wyszła zza drzwi.
- Jesse został wysłany na północ by pilnować porządku, oczywiście według Króla. Jest tam coraz więcej rewolucji i jego ludzie nie radzą sobie. Potrzebuje Legionów. Co za czasy. Jednak co do maskotki Shneidera, to obawiam się go. Źle mu z oczu patrzy.
- Legionów ? - Spytałam się po raz pierwszy słysząc, by ktoś w tym świecie użył takiego słowa.
- Och.. Mała ? To Ty nic nie wiesz. No tak.. Właściwie to jest sprawa sił zbrojnych, więc nie było potrzeby by Ci cokolwiek objaśniać. Więc wszyscy żołnierze Króla dzielą się. Jest zwykła armia, gdzie może wstąpić każdy chętny oraz Legiony. Jest ich zdaje się siedem. Jest w nich mniejsza ilość osób ponieważ, trzeba zdać odpowiedni egzamin by się tam dostać.
- Co jest lepsze ? - Spytałam się szczerze zaciekawiona.
- Trudno rzecz… W armii jak zginiesz to nikt się Tobą nie przejmie. Jesteś jedną z kilkuset. Legiony za to liczą Hm… Trzydzieści, czterdzieści osób. Z jednej strony to gorzej, bo jest większe prawdopodobieństwo że zostaniesz zraniony, jednak tam ludzie, mimo że nie czują to mając okazję pomogą sobie. Oczywiście nie z narażeniem życia, nikt tam nie wykona takiego heroicznego czynu, ale jeśli będzie ktoś z nich w zagrożeniu to mogą sobie pomóc. W Armii natomiast każdy dba o siebie. Trudno powiedzieć, co jest gorsze, a co lepsze.
- Nie wiedziałam, że Jesse wyjechał. - Zmieniłam temat.
- Nie powiedział Ci ? - Zdziwiła się Britney.
- Nie… - Mruknęłam w odpowiedzi. - Zawsze mnie to zastanawiało. Jesse będzie podróżował na północ z armią liczącą kilkaset ludzi ? - Britney zaśmiała się melodyjnie.
- Oczywiście, że nie głuptasie. Jesse czasami przejmuje dowodzenie nad armią, jeśli to konieczne jednak jest on przywódcą legionu. - Niemal nie zachłystnęłam się powietrzem, O czym to ja jeszcze nie wiedziałam. I nagle zamigotało mi coś w głowie. Szalony pomysł.
- W którym? - Spytałam.
- Hmm.. Zdaje się, że właśnie w ostatnim, siódmym.
- Nawet o tym nie myśl Daisy ! - Britney odwróciła się gwałtownie jakby zrozumiała co jej po głowie chodzi. - Możesz nie przeżyć nawet testu.
- Rozumiem, rozumiem. - Mruknęłam zawstydzona. - To była tylko taka myśl. - Jeszcze raz spojrzała na mnie krzywo, ale wzięła się powrotem do roboty. Wyszłam więc z kuchni i przechodziłam przez szerokie, ozdobne korytarze. Wydawały się puste i bez życia. Spojrzałam na zegar stojący obok. Wybijała siódma wieczorem. Wieczór… Ciekawe określenie na taką ilość czasu. Wiedziałam co muszę zrobić. Odmówić, po prostu nie mogłam iść do armii. Narażając życie w niesłusznej sprawie i popierając rządy tyrana. Zdecydowanie szłam naprzód z głową nadal. W chmurach, gdy wpadłam na coś twardego. Uniosłam głowę i z przerażeniem stwierdziłam, że to mój nowy opiekun. Cholera! Syknął mi głos w głowie. Gorzej być chyba nie mogło. Jednak mogło. Przyjrzał mi się dokładnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. I znowu poprowadził wzrok po moim ciele. Wzdrygnęłam się. Był obrzydliwy. W dodatku poczułam woń alkoholu.
- Podjęłam decyzję. - Wyparowałam nerwowo.
- Decyzję, - powtórzył nieprzytomnie. - Ach tak.. - Powiedział jakby coś mu wpadło do głowy. - Choć za mną. - Mruknął. Nie podobał mi się ton jego głosu. Najchętniej nie szłabym za nim. Nawet nie wiedziałam, czy mnie rozpoznaje. Otworzył drzwi, od swojego pokoju i siląc się na elegancje, która mu w ogóle nie wyszła, zaprosił mnie gestem do pokoju otwierając drzwi. Przeszłam bez zastanowienie przez próg i rozejrzałam się. Przy lewej ścianie, było wielkie łóżko, kilka foteli i szafa, za to lewa robiła za coś w stylu gabinetu, można by powiedzieć, że Jesse miał podobnie, gdyby nie to, że tutaj poczułam zapach nieświeżego ubrania i papierosy. Próbowałam nie zatkać nosa i wrócić do tematu.
- Przykro mi, ale musisz poinformować Króla, że nie skorzystam z jego propozycji i nie skorzystam z miejsca w armii. - Powiedziałam dalej patrząc się na pokój który był już klasę wyżej niż jego przedstawiciel z tyłu. Kto by pomyślał, że taki naprawdę jest, a oficjalnie prezentuje się z taką godnością.
- O czym Ty dziwko do mnie mówisz ? - Obróciłam się gwałtownie i z agresją na ten potok słów, gdy nagle zrozumiałam. Właśnie zamykał drzwi na klucz i schował je do kieszeni. Zrobiłam przerażone, wielkie oczy.
- Król! - Krzyknęłam. - Musisz mnie do niego zaprowadzić to ważne. Chyba nie zignorujesz czegoś takiego. - Próbowałam coś wymyśleć.
- Król ? - Spytał się obojętnie. - Nieważne.. Ten ktoś może poczekać. Noc mamy tylko dla siebie Kruszynko. - W jego ustach zabrzmiało to wręcz wulgarnie. Rzuciłam się z biegiem do okna, ale zanim do niego dobiegłam wielki olbrzym złapał mnie w pasie i uderzył mocno o ścianie. Nie zdążyłam nawet dobyć sztyletu, gdy wszystkie je wyciągnął i rzucił na drugi koniec pokoju. Ciągle trzymał mnie w powietrzu przysuniętą do ściany i przysunął się. Zaśmierdział mi zapach alkoholu. Poczułam jego wilgotny oddech na moim biuście i próbowałam jeszcze raz bezskutecznie się wyrwać, krzyknęłam i waliłam go z całych sił
- Nic z tego. Twardy jestem. Chcesz zobaczyć jak bardzo ? - Spytał się mężczyzna obrzydliwie.
- Mam szesnaście lat pedofilu ! Zapewne jestem w wieku Twojej córki ! - Krzyknęłam rozpaczliwie. Facet całkowicie mnie zignorował i zaczął rozpinać mój rozporek. Gorąco woda uderzyła mi do głowy, ale zaczęłam szybciej myśleć.
- Możemy chociaż na łóżku, przystojniaku ? - Zapytałam z miną niewiniątka. - Tutaj nie jest zbyt wygodnie, wiesz ? - W oczach Shneidera błysnęły iskierki zainteresowania. Najwyraźniej jego głowa była o tyle mocno zamroczona, że nawet nie myślał nad tym ile opcji właśnie mi dał. Puścił mnie na chwilę i rozsiadł na łóżku, patrząc na mnie jak na główne danie. Zrobiłam kółku po pokoju, udając że muszę przejrzeć się w lustrze. Swoją drogą wyglądałam dosyć dziwnie. Włosy miałam roztargane i jak zauważyłam nieco rozdartą bluzkę. Och kogo ja oszukuje. Minęłam lustro i kopnęłam nogą sztylet, który poturlał się po dywanie pod łóżko. Nie mogłabym się schylić teraz. Zanim bym zdążyła wziąć go do ręki już byłby przy mnie. Podeszłam bliżej do łóżka próbując ukryć obrzydzenie. Shneider przyciągnął mnie do siebie. A mi tylko ręka powędrowała na dół na dywan i poczułam w dłoni zimną rękojeść. Szybko i w panice podniosłam rękę i wbiłam w jego ciało sztylet. Nawet nie patrząc zbytnio gdzie. Natychmiast podniosłam się, bo mężczyzna zaczął drzeć się i machać rękami jak szaleniec chcąc mnie dopaść. Zobaczyłam, że sztylet wystaje z jego piersi. Przeszedł jeszcze krok i upadł z hukiem na podłogę. Patrzyłam się na to oniemiała. Wybiegłam na korytarz chcąc biec to swojego pokoju, ale wpadłam jakieś osoby. Jeden ze strażników złapał mnie i wykręcił ręce, a drugi wszedł do pokoju i następnie wyszedł z niego.
- Morderstwo. - Oświadczył chłodno drugiemu. - Zabierz ją do Króla. - Zaczęłam mu się wyrywać.
- Jesteście wszyscy szurnięci! Zabierzcie mnie do domu! Umiecie to zrobić ! To była samoobrona ! - Natychmiast poczułam ból na policzku, dostałam w twarz i zauważyłam kątem oka, że jeden ze strażników trzyma mi pistolet przy głowie.
- Z nami nie ma żartów dziewczyno. My tylko pilnujemy zasad w tym pałacu. Zabilibyśmy Cię teraz, od razu, ale niestety jesteś gościem Króla Kreinsa. To on zadecyduje co z Tobą zrobić. - Zostałam zawleczona do sali tronowej, gdzie zazwyczaj przebywał ten sam tyran, który rządził i niszczył państwo, który krzywdził Jessego i teraz zamierzał ze mnie zrobić mielonkę. Tak przynajmniej zakładałam. Gdy tylko wrzucili mnie do środka i przedstawili przyczynę, zmyli się i zostawili mnie samą. Wiedziałam, że nie wróży to dobrze.
- Powiem szczerze. - W sali odbił się echem zimny głos, na dźwięk którego cała się nastroszyłam i przeraziłam. - Mam już Cię dosyć smarkulo. Na początku mogliśmy do załatwić miło, teraz się znudziłem. Albo dołączysz do mojej armii albo Cię zabije. Wybieraj. - Moja głowa zaczęła pracować jak szalona. Nie chce umierać…. A wiem, że Król nie zawahałby się nawet przez sekundę.
- Chce dołączyć do Legionu. - Odpowiedziałam ciągle ciężko oddychając i niekoniecznie wierząc we własne słowa. Jednak nie zostało mi nic innego.
- Zdajesz sobie sprawę z tego co powiedziałaś ? - Spytał po prostu. Zastanowiłam się przez sekundę. Nie nie zdałam i nigdy sobie nie zdam z tego sprawy. Ale nie mam wyboru.
- Tak.
- Cudnie. - Opowiedział obojętnie Król, ale jego oczy zabłyszczały.
- Którego? Hmm.. Niech zgadnę.
- Siódmego. - Oparłam wstając pomału na nogi, które załamywały się pode mną.
- Świetnie. - Mruknął. - Wysłałem ten Legion na północ, jeżeli tam dotrzesz i przeżyjesz to możesz dołączyć. Jeśli nie, to może zdobędę się na jakiś nagrobek.
- Albo i nie. - Mruknęłam..- Albo nie będziesz musiał się kosztować. Dotrę tam.
- Wyruszysz dzisiaj, miłego dnia. - Powiedział z chłodnym głosem. Wcale nie czułam, by powiedział mi coś miłego.
Chyba po raz pierwszy udało mi się d
otrzymać obietnicy, nie zapomnieć, znaleźć czas i w ogóle :>>
Czekam na oklaski xD 18 jest i już dodany :33
Pozdrawiam Kochani :3 I Dziękuje za miłe komentarze :>>
Ps.Następny rozdział 24 lub 25-tego Lipca :3
Zdążyłaś dodać notka na czas. Brawo. Spodziewałam się że będzie dopiero za dwa-trzy dni. Więc trochę się zdziwiła że jest tak szybko. Ten nowy opiekun Daisy okazał się zwykłym chamem i zboczeńcem. Nie dziwi mnie zbyt bardzo że go zabiła. I Daisy ma dołączyć teraz do legionu Jessiego. Jestem pewna że jakoś sobie poradzi. Udowodniła że umie jakoś walczyć kilka rozdziałów temu. Dobra bo się rozpisuję. Pozdrawiam i życzę weny. Nicki. PS. Mogłabyś usunąć te literki które się pojawiają po kliknięciu "opublikuj".
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jak usunąć te literki :o Aż dodałam komentarz, ale ja tego nie mam xd Spróbuje coś poszperać, by to zmienić.A własnie tak od razu informuje. Koniec pierwszej części przewiduje za jakieś 6-7 rozdziałów :3
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZajefajny rozdział, zresztą jak zwykle :3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nn
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTen opiekun Daisy...
Nawet nie mam słów na niego.
Bardzo ciekawa sytuacja nam się wywiązała i już czekam co dalej :)
Zapraszam do siebie ;)
Również na nowego bloga :
http://glodowa-arena.blogspot.com/
Zapraszam na nn na http://glodowa-arena.blogspot.com/ :)
UsuńDopiero trafiłam na Twojego bloga i mam go zamiar szybko nadrobić :)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na historię:)
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na http://salvatore007.blogspot.com/ i http://skradzione-wspomnienia.blogspot.com/
1. Niezorientowana codziennie zaglądałam na zapytaj i czekałam na powiadomienie. A tam codziennie pustka. Całkiem nieświadoma chodzę tutaj i proszę... notka! Poczułam się trochę urażona , bo jako leń nad leniami przyzwyczaiłam się do tych powiadomień ;__;.
OdpowiedzUsuń2. Notka trochę krótsza od pozostałych to i komentarz będzie trochę krótszy. Jesse. Zrobił się taki kochany ,że nie wiem jak to opisać. Nigdy nie sądziłam ,że on będzie wyznawał miłość Daisy ,a ona będzie tą chłodną :D. Ale cóż role się odwróciły. Aż chyba się poryczę jak on zginie. Postrzegam go po prostu jako zagubione, słodkie dziecko ze słodkim imieniem i strasznie mi go żal T^T.
3. Długo to ten opiekun nie pożył. I dobrze. Pozostawiam mu obleśny wygląd z poprzedniej notki. Amen.
4. Król to świnia. A Daisy jedzie podbijać północ. Co z tego wyniknie , zobaczymy. Tylko niech Jesse nie ginie w jej obronie , bo to będzie makabrycznie zbyt smutne T^T.
To tyle , pozdrowionka :D
Claudine.