poniedziałek, 8 lipca 2013

Głębia człowieka

Stanęłam na skraju lasu z przerwą na myślenie. Śnieg już dawno się stopił, słońce lekko grzało, jednak nadal. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś może przeżyć żyjąc w środku lasu. Mike prowadził zadowolony z tego, że może się na coś przydać. Jesse był raczej zaniepokojony, a to były bardzo zjawiskowe emocje u niego.
- Dlaczego tak dziwnie się zachowuje ? - Spytałam Hannah. Ta wzruszyła ramionami i próbowała złapać zasięg telefonu.
- Nie wiemy o nim wszystkiego. - Wyjaśniła Alice oglądając się wokół, najwyraźniej bardziej podziwiała naturę. Miała rację. Ten las był dziwny. Im głębiej się wchodziło tym straszniejszy się wydawał.
- Mało powiedziane. - Zaczął Daniel-właściwie nic o nim nie wiemy. Po prostu zainteresował się naszymi umiejętnościami i charakterami czy może raczej celami.
- A Ty Selena nic nie wiesz ? - Spytał się Nate. - Zdawało mi się, że chodziłaś z nim do szkoły. Spojrzałam się na idącego przede mną Jessego. Dyskutował o czymś zawzięcie z Chrisem i Mike i jakby w ogóle nie zwrócił na nas uwagi.
- Czemu ciągle się nim interesujecie ! - Warknęła. To było dla mnie coś nowego. Selena zawsze była miła niezależnie od pytań jakie jej się zadawało. - Dajcie człowiekowi spokój…
- Jesteśmy. - Rzucił Mike. Spojrzałam na część lasu w której się znaleźliśmy. Była stara i upiorna i na pewno nie było tu żadnej chatki. Jedynie brzydkie mchy rosnące dosłownie wszędzie. Lecz wtedy coś zauważyłam. Jedno drzewo.. Wierzba była duża i zielona. Gałęzie Tworzyły wokół niej rodzaj bariery. Odgarnęłam gałęzie i zobaczyłam olbrzymi konar drzewa w którym była dziura.. Proszę kto by pomyślał że to mieszkanie. Łóżko z drewnianej ramy i pościel z bawełny. Drewniane stoliki, krzesła i szafki. Były zrobione pięknie.
- Moja własna robota. - Pochwalił się gospodarz, wychodząc na powitanie. - Jestem Mag Trisvald. A Wy możecie dać propozycje co do ceny. - Był to niski, gruby staruszek w granatowej szacie i siwych, krótkich włosach. Jednak jego oczy były przenikliwe. Znajdowała się w nich pewna mądrość niezdolna do osiągnięcia. Patrzyłam się na tą soczystą zieleń  niezdolna nawet wyobrazić sobie jego osiągnięć. Jego postawa… niemal zmuszała by mieć przed nim respekt. Wszyscy wlepili oczy włącznie ze mną, oprócz Jessego.
- Pytanie, od kogo chcesz tej zapłaty. I nie nabierzesz mnie, że sami możemy ją wyznaczyć. - Tym razem jego spojrzenie utkwiło na Jessem. Źrenice czarodzieja poszerzyły się.
- Wynoś się stąd Zbłąkana Duszo. Zanim splamisz te miejsce. - Powiedział całkiem poważnie. Jesse podniósł brwi i wiedziałam, że mało brakowało, a parsknął by śmiechem.
- Sądziłem, że nie obchodzą Cię osoby którym pomagasz, tylko zapłaty. Ostatnio coraz częściej zdarza Ci się pomagać nawet tym złym jeżeli dobrze zapłacą.
- Trzeba radzić sobie w tych czasach. Ale Tobie nie pozwolę przekroczyć nawet progu mego domu.
- Wy się znacie ? - Spytałam. Nie mogłam się powstrzymać.
- Nie, ale widzę go. - Odpowiedział czarodziej i zaraz spojrzał się na mnie. Zadrżałam, gdy zmierzył mnie dziwnym wzrokiem, jakby nad czymś się zastanawiał.
- Może wszyscy zostaniemy na zewnątrz. - Zaproponowała Selena.
- To dobry pomysł. - Odrzekł Trisvald i natychmiast wyczarował dla nas krzesła. Jednak on sam stał, tak samo Jesse nie zajął swojego miejsca.
- Więc chcecie wiedzieć jak można pokonać Króla by sprowadzić spokój.
- Wiesz jak nam się to uda ? - Natychmiast wszyscy krzyknęli podekscytowani. Tylko Jesse milczał obserwując każdy krok naszego gospodarza.
- Owszem. Wiem dokładnie co musicie zrobić, by tego dokonać. Chce zapłaty od Ciebie. - Powiedział wyzywająco w stronę Jessego. - Ale mogę ją wziąć tylko dobrowolnie, mogę zajrzeć w Twoje wspomnienia. ? - Blondyn osłupiał i jakby nie wiedział co ma zrobić.
- Po co Ci je ? - Spytał twardo.
- Chcę Je po prostu znać. Innej zapłaty nie przyjmę. - Rzekł. Blondyn zmierzwił włosy jakby nerwowo
- A patrz sobie. - Stwierdził niby od niechcenia. Czarodziej kiwnął na niego ręką. Chłopak podszedł ostrożnie. Nic dziwnego… Naprawdę nie chciałbym by ktoś naruszał moją prywatność. Staruszek dotknął czoła chłopaka. Ten skrzywił się pod jego dotykiem. Zdałam sobie sprawę, że czarodziej coś szepcze mimo że nie odróżniałam słów. Natychmiast dużo rzeczy stało się w tym samym momencie. Jesse wrzasnął ! On… Po prostu krzyknął i odtrącając dłoń Trisvalda  skulił się na ziemi trzymając się za głowę. Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć co się dzieje, żeby czarodziej przestał. Jednak on podnosząc jedynie dłoń pokazał że mają stać tam gdzie stoją. Oczy miał jakby nieobecne rozszerzone w… czy to było przerażenie…? Ta mała chwilą wątpliwości, ale byłam tego pewna.
- Czemu to się dzieje ? - Nie dawał za wygraną Daniel. - Hej Stary ? - Spytał się spokojnie podchodząc do Jessego, który… wyglądał.. Nawet nie wiem jak to opisać, nigdy nie widziałam go tak bezbronnego, przestraszonego… Daniel wyciągnął rękę w jego stronę jednak przestał gdy Blondyn podniósł lekko podbródek. W jego oczach malowało się szaleństwo. Daniel cofnął się o krok, a przez twarz Jessego znowu przeszedł grymas bólu, wrzasnął i wycofał się . Jak najdalej od czarodzieja, który przeglądał jego wspomnienia.
- Przestań do cholery ! - Wrzasnął Jesse głosem zupełnie nienależącym do niego. Dom obok  zaczął się trząść. Ja wraz z pozostałymi spojrzeliśmy na siebie w panice i zanim ktokolwiek zdąrzył się odezwać szkło z okien rozbiło się i poleciało w naszą stronę. Ktoś złapał mnie za kołnierz i rzucił na trawę przykrywając własnym ciałem. I nagle wszystko ucichło. Słyszałam tylko ciężko oddychający głos. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że to Nate mnie ochronił przed skaleczeniem z jego ramiona były poprzecinane w wielu miejscach, ale ranki były drobne. Pomógł mi wstać i rozejrzałam się po dworzu w oszołomieniu. Nawet nie miałam pojęcia, że jak przyjdzie co do czego to wszyscy są tacy bohaterscy. Pozostali chłopcy także ochronili dziewczyny. Najwyraźniej szybciej zareagowali, musiała im to przyznać. Spojrzała na źródło tego zamieszania. Staruszek i w osłupienie patrzył się na Jessego skulonego na ziemi, który ciężko oddychał. Chłopak próbował wstać mimo że nogi mu się zatrzęsły. W zadziwiającym tempie, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, ten już wyjął z kieszeni pistolet i strzelił. Czarodziej skrzywił się i dotykając brzucha zgiął się.
- Nikt mnie tak nigdy nie upokorzył.. - Syknął Jesse ochrypłym głosem pełnym nienawiści. Jego twarz zakrywały kosmyki włosów, a mięśnie miał napięte. - Uznaj za moją dobrą wolę to, że jeszcze żyjesz.
- Tak.. - Sapnął Trisvald. - Zapewne mógłbyś mnie zabić, bez mrugnięcia, ale… chyba sobie zasłużyłem.
- Teraz mów! - Rozkazał.
- Żeby wygrać musisz umrzeć.
- To nie ma sensu ! - Krzyknęła Hannah. - Co nam pomoże wygrać! A nie co jest skutkiem ubocznym.
- Nie pomyliłem się Dziecko! - Warknął Starzec.
- A więc wykluczone. Masz najwyraźniej złe informacje. - Odrzekł sucho Nate i podszedł do Jessego kładąc jedną dłoń na jego ramieniu, a drugą na broni. Chłopak podniósł dalej ukrytą w cieniu twarz i schował z powrotem broń.
- Wiesz co Ci powiem. - Powiedziała cicho Alice. - Ostatnie tygodnie. Nie.. Ostanie lata mijały, a ja myślałam o jednym. O tym, że ktoś się powinnien przeciwstawić, walczyć. W ciągu ostatnich tygodni pojawiła się nadzieja… Jakie Ty masz niby prawo, by mi ją odbierać ! - Krzyknęła.
- Chodźcie, Idziemy. - Opowiedziała jak najbardziej spokojna Selena.
- Ale on jest ranny. - Powiedziałam szybko.
- No i ? - Zapytał Jesse najwyraźniej będący już całkiem sobą. - Powiem, że jego śmierć by mnie  ucieszyła.
- Uleczę się, Dziecko. - Powiedział spokojnie, ale w jego oczach dostrzegłam smutek. Nagle niedostrzegalnie niemal kiwnął na mnie i na dom głową. Zmarszczyłam brwi i spytałam się na głos.
- Mogę skorzystać z łazienki ?
- Oczywiście. Akurat muszę też wziąć jakieś bandaże, zaprowadzę Cię. - Poczułam na sobie wzrok innych, ale ewidentnie byłam, czarodziej Trisvald chce ze mną porozmawiać. Nie myliłam się. Gdy tylko weszliśmy do domu, wziąć najbliższą szmatę i przyłożył do rany.
- Czemu z nim jesteś, Moje dziecko ? - Spytał się z troską. Najpierw zarumieniłam się wie wiedząc co na to odpowiedzieć, a sekundę później zdałam sobie sprawę, że chyba nie o to mu chodziło.
- Dlaczego Pan pyta ? - Spytałam grzecznie.
-  Nie znam go.. Nie zdziwiłbym się, gdyby okazał się szaleńcem.. Ktoś z takimi wspomnieniami.. Nie może długo wytrzymać. - Zrobiło mi się ciężko na sercu po tych słowach i chyba już straciłam humor na cały dzień.
- Ja… Nic mi przy nim nie grozi. - Powiedziałam sama nie pewna własnych słów.
- Zapewne.. - Odpowiedział w zamyśleniu. - Jednak uważaj… ,, Jak nocny kruk lecący zniósł jasność perły rżącej, ‘’ -zacytował zapewne fragment jakiejś powieści. Gdybym tylko wiedziała jakiej i jakie przesłanie mają te słowa… - Idź już lepiej. I… Dbaj o niego.- Kiwnęłam głową i zawahałam się.
- Na pewno nie potrzebuje Pan pomocy? - Pokręcił głową, więc wyszłam, najwyraźniej nie był zbyt towarzyski. Gdy wyszłam Jesse rozmawiał przez telefon, dosyć sztywno i dopiero wtedy przypomniało mi się, że oficjalnie Jesse nie czuje. Posiadanie jakichkolwiek emocji było zakazane w tym świecie. Za złamanie zasad czekała śmierć, lub w najlepszym wypadku wieczna służba. Chłopak jako syn króla, wydziedziczony syn posiadał jednak bardzo ważną pozycję. Niemal zapomniałam o tym wszystkim pod wpływem, przynajmniej udawania zasłużonych wakacji z przyjaciółmi i podbojów miłosnych. Czułam się jak bohaterka tych horrorów, która po otwarciu szafy natychmiast ją zamknęła i o niej zapomniała. Chłopak rozłączył się i spojrzał na mnie ze strachem. Ze strachem !? Co się do jasnej Anielki stało, że Jesse się bał ?
- Wracamy do pałacu.. Przepraszam… Chyba. Nie będę mógł nic zrobić. Wy ukryjcie się i ćwiczcie z pozostałymi. Będziemy musieli się na jakiś czas rozdzielić.
- Co się wydarzyło ? - Spytałam się.
- Cofnął mi opiekę nad Tobą. Przydzielą Cię komuś innemu.
- Kto cofnął ? Miałeś w ogóle jakieś zadanie odnośnie mnie.
- Zajmowałem się Tobą, bo miałem się zwerbować do armii króla….
- Że co proszę ?! - Krzyknęłam oburzona.
- Nie przerywaj mi! Dobrze wiesz, że nie miałem takiego zamiaru. Nie mogę pozwolić być do niego dołączyła i składała obietnice. Dlatego nie wykonałem zadania. - To dziwne… Zawszę powtarzałam sobie, że wcale nie podoba mi się ta stała opieka i denerwujące towarzystwo Jessego, ale gdy teraz pomyślałam, że mam być pod skrzydłami kogoś innego, to przeleciał mnie strach. Nie chciałam.
- Nie możesz czegoś z tym zrobić ? - Spytałam niemal błagalnie. Jesse czuł i w gruncie rzeczy można się było z nim dogadać. Nowy całkowicie obcy i zimny opiekun wcale mi nie pasował. Jesse zaczął kręcić głową, jakby sam myśląc. W końcu powiedział tylko pustym głosem.
- Postaram się.
Sytuacja się zmieniła i nie można było udawać, że jest inaczej. Rozdzieliliśmy się z Natem i resztą, by wrócić do początku. Uznałam, że już chyba skończyła się ta piękna wycieczka i czas wrócić. Ale nie podobały mi się okoliczności w jakich mam wrócić… Byliśmy z Jessem w samolocie w drodze powrotnej. Oparta o jego ramię udawałam, że śpię. Nie miałam ochoty na rozmowy i on zdaje się też nie. Już za godzinę mieliśmy być na miejscu i czekała nas konfrontacja z królem. Jesse mi to wcześniej wyjaśnił. Mamy tylko się stawić w sali tronowej, przy okazji zobaczę mojego nowego opiekuna, jednak Jesse postanowił interweniować. Wierzyłam w jego dobre chęci… Jednak, wiedziałam, że Jesse nie może wiele zdziałać. Nie może przeciwstawiać się królowi, jeżeli chce sam przeżyć. Syn, nie syn zginąłby. Może jedynie lekko negocjować. Myślałam o tym wszystkim i zdałam sobie sprawę, że z Jessem wcale nie było mi źle.. Było mi dobrze. Gdy teraz pomyślę… Nie.. Nie chciałam nawet myśleć. Nawet nie zdałam sobie sprawy kiedy usnęłam, ale chyba musiałam, bo gdy otwarłam oczy obudzona aksamitnym głosem przy moim uchu czułam się nadal senna.
- Dotarliśmy. - Powiedział po prostu. Wstał i poszedł wziąć bagaże. Wysiedliśmy i zdałam sobie sprawę, że jakoś zniesmaczyłam się na widok tego miasta. Było piękne, ale nie tętniło żadnym życiem, jedynie zgrozą. W drodze powrotnej nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Czułam bijący z niego niepokój.  Gdy tylko dotarliśmy pod bramy już na nas czekali. Jakiś strażnik ukłonił się Jessemu i wziął nasze walizki oznajmując obojętnie, ale wykryłam lekko dostrzegalną nutkę szacunku.
- Już na was czekają. - Weszliśmy do środka i nie zostało nam nic innego jak udać się do sali tronowej. Sądziłam, że przedtem chłopak da mi jakąś wskazówkę lub coś powie, ale nie zrobił tego. Otworzył drzwi. Na tronie był ten sam ciemnowłosy mężczyzna którego spotkałam kilka miesięcy temu, gdy tylko zawitałam do królestwa. Spojrzał na mnie tym samym przenikliwym spojrzeniem, że aż cierpki mi przeszły. Wzbudzał dziwny respekt. Obok niego stał i zdaje się rozwiał zanim weszliśmy jakiś mężczyzna lat hmm… wyglądał dosyć młodo, ale byłam pewna że zbliżał się do trzydziestki. Ciemne włosy miał postawione na żel. Fuuj od razu pomyślałam. Ale twarz miał przystojną. U pasa miał miecz i pistolet, nie mogłam się mylić.
- Witajcie. Daisy… - Zwrócił się do mnie, tym władczym tonem, a ja poczułam, że miękną mi kolana i zaraz upadnę. Oczywiście z Jessego nie było teraz żadnej pomocy, bo przyjął oficjalną maskę psa króla i seryjnego zabójcy.
- Czy postanowiłaś już coś w związku z hmm.. Pomocą nam ? - Odezwał się Król Kreins,
- Nigdy nie prosiłeś mnie o pomoc. - Przyznałam zgodnie z prawdą.
- Słuchaj.. - Powiedział spokojnie, ale wyczułam zgrozę. - Nie mów mi, że jesteś aż taką Idiotką by nie domyśleć się powodu dla którego marnowałem czas i Cię gościłem.
- Masz racje.- Przyznałam się, nie było sensu już tego ukrywać. - Ale nie podjęłam jeszcze decyzji.
- Ile Ci to może zająć ? Byłem opanowany i czekałem, ale szczerze powiedziawszy znudziło mnie to, najwyraźniej za dobrze się bawisz z moim Drogim Synkiem, by się martwić o swoją sytuacje. - Mruknął. Wiedziałam, że gdyby czuł to właśnie by krzyczał lub warczał na mnie. Ale ta złowroga, cicha atmosfera była gorsza.
- Ojcze.. Mogę zamienić z Tobą słowo ? - Spytał się Jesse najspokojniej jak umiał.
- Możesz.. Ale jeżeli Twoje słowa mnie rozgniewają, co często się zdarza to pamiętaj, że… - Nie dokończył bo Jesse mu odpowiedział.
- Wiem. - I natychmiast pokazał mi głową, że mam się wynosić. Spojrzałam na niego niepokojem. Żadnego znaku życia. Wyszłam i zamknęłam drzwi nadal. Nie spokojnie oglądając się na owego człowieka, który miał być moim nowym opiekunem, nawet się nie przedstawił jak kultura wymagała.

*Jesse*
- Wiesz, że jeżeli zmienisz jej opiekuna to tym bardziej się do Ciebie nie przyłączy, prawda Ojcze. - Spytałem zimnym głosem.
- Otóż tu się mylisz Chłopcze. Jesteś po prostu zbyt miękki. Przyłączy się do mnie, bo tylko tak zdoła się od niego uwolnić.
- Mylisz się. - Odpowiedziałem twardo. - I tak się nie przyłączy. Jest uparta, więc nie da tak szybko za wygraną. Dlatego by uniknąć marnowania czasu przydziel ją powrotem mnie.
- Żałosne. - Usłyszałem szept Shneidra. Tak.. Ciemnowłosy mężczyzna, który miał być jej nowym opiekunem tak się nazywał znałem go, ale praktycznie zawsze go ignorowałem, nie wykazywał się niczym specjalnym. - Czy Tobie przypadkiem nie zależy ? Bo tak interweniujesz… Ciekawe. Zdaje mi się, czy to jest uczucie. - Zakończył, a jego głos rozszedł się po sali. Zauważyłem jak Królowi oczy groźnie zabłysnęły.
- Chyba tak samo jak ciekawość nieprawdaż ? - Spytałem racjonalnie, ale Król już nie słuchał.
- Dosyć Tego… - Odezwał się lodowato. - Za trzy dni wyjeżdżasz na północ, są powstania w tej części królestwa i trzeba pokazać tym robakom, kto się tu liczy. - Powiedział Król wstał i zatrzymał się przede mną.
- To Ci dobrze zrobi, na zbyt wzburzone nerwy. - Powiedział spokojnie i nawet nie zauważyłem kiedy poczułem ostrze w brzuchu. Przeszył mnie ból, ale nijak na niego nie zareagowałem. Patrzyłem się po prostu twardo na Ojca i wyciągnąłem sztylet. Przyłożyłem rękę do rany i uznałem, że chyba miał dobry dzień, bo mogło być o wiele gorzej. Ukłoniłem się z przesadną grzecznością. Bożee, jak ja chce by umarł. Patrzeć na jego śmierć, rozkoszować się nią.
- Jesse. - Zwrócił się do mnie Shneider, gdy byłem już przy drzwiach.
- Naprawdę urocza dziewczynka, zaopiekuje się nią jak należy. - Miałem wrażenie, że w jego oczach jest ten paskudny błysk. Brzydziłem się nim i nie mogłem uwierzyć, że muszę zostawić Daisy jemu.. Cholera! Wszystko nie tak. Gdy tylko przekroczyłem róg sali i weszłam do słabo oświetlonego holu zobaczyłem Daisy. Pisała z kimś przez komórkę. Albo może po prostu ją trzymała, nie wiedząc co robić…
- Nie udało się. - Nie zapytała, stwierdziła to.
- Skąd… ?
- Tak naprawdę to chyba w to nie uwierzyłam, Król by tak łatwo nie odpuścił, zwłaszcza Tobie.
- Taaa… - Mruknąłem i nagle się nad czymś zastanowiłem. Armia, była dla niej złym rozwiązaniem, nie mogła być pod rozkazami samego Króla w liczącej kilkaset osób załodze.. Nic by dla nich nie znaczyła, więc szybko by zginęła. Ale są jeszcze odłamy armii, legiony. Właściwie to ja do takiego należę. Kilkadziesiąt osób, ale wszyscy się dosyć dobrze znają i są pod rozkazami dowódcy danego oddziału. Gdyby dołączyła do mojego to może… I natychmiast wybiłem sobie to z głowy. Mój legion jest bezpieczniejszym dla niej miejscem niż armia, ale to nie znaczy, że jest bezpieczne. Król ma racje, jeżeli zostanie tu pod opieką Shneidera to może odkładać swoją decyzję dalej. Przynajmniej do czasu, gdy wszystko się skończy.
- No, ale przynajmniej nie zakaże mi spotykać się z Britney i resztą, może to nie będzie miało aż tak wiele minusów.
- Może. - Powiedziałem po prostu.
- Że co proszę ? - Spytała się zdezorientowana i nie całkiem pewna czy przypadkiem nie żartuje. Przyjrzałem się jej ciemnym oczom.. Gdyby ustawić się pod odpowiednim kątem to zabłyszczały by nutką fioletu… Ciemne, długie włosy i blada cera. Była silna, ale za to dosyć niska i przez to wydawała się taka krucha.. Nie poradzi sobie. Cholera! O czym ja myślałem.. O tym, że obchodzi mnie los tej smarkuli !?.. Ale chyba już w połowie gry.. Zdałem sobie sprawę, że udawanie przychodzi mi równie łatwo jak oddychanie. Że.. Nie udaję. Że naprawdę czuje. I to być może do niej żywię jakieś uczucie…
- Czyli, że Ty też mogłeś mi wszystkiego zakazać i trzymać pod kluczem ?
- Teoretycznie tak. Chyba powinnaś się cieszyć, że pozwalałem Ci żyć swoim życiem.. - Nagle z nikąd zrobiło mi się niedobrze i zemdliło mnie. Cholera… Śmierć wita do mych drzwi.

*Daisy*
Jesse nagle odwrócił się ode mnie z szybkością światła i oparł o ścianę. Oochh.. Czy on właśnie.. ? Najwyraźniej tak. Powstrzymałam własną chęć na wymioty i uklękłam obok niego wpatrując się w jego włosy.. Było to dużo bardziej przyjemne. Gdy napad wymiotów mu minął złapał się za brzuch i odetchnął głęboko, ale później jego oddech stał się niespokojny i szybki. Jakby nie mógł złapać tchu. Spróbowałam pomóc mu wstać, bo prędzej by tutaj siedział do śmierci niż poprosił mnie o pomoc, gdy był w takim stanie. Chłopak podparł się na mnie i uśmiechnął słabo.
- Mogłabyś mi dzisiaj… Ten jedyny.. Nie.. Po raz kolejny pomóc ? - Kiwnęłam tylko głową, bo próba uśmiechu byłaby zbyt udawana.
Gdy już dotarliśmy do jego pokoju, pierwsze co zrobiłam to wyjęłam apteczkę, już bowiem zdążyłam zaważyć, że krwawi. A miały być tylko negocjacje, powtarzałam mu. Siedział już na fotelu dosyć w opłakanym stanie, nie dość, że krwawił, wymiotował i źle się czuł to jeszcze oblewał go pot, jakby miał gorączkę. Przy pierwszym spotkaniu z nim na Klifie nigdy bym nie pomyślała, że mogę go takiego zobaczyć. Ale… Cieszyłam się z tego, że właśnie takiego go widzę. W tej chwili nie  był szanowany, przerażający, irytujący i arogancki. Był całkiem zwykły… Cóż. A mi przypadło się nim teraz zaopiekować. Z jakiegoś powodu poczułam jak robi mi się ciepło. I uznałam, że jeśli już mam bandaże i apteczkę obok to należałoby mu zdjąć koszule. Podniosłam ręce i odpięłam guzik.
- Wcale nie musisz, umiem….- Zaczął, ale mu przerwałam zakłopotana.
- Nie pamiętasz ? Miałam się dzisiaj Tobą zająć. Dla mnie to… Jak zabawa w pielęgniarkę.
- Masz wyrafinowany gust zawodowy. - Prychnął, ale ze słabym, miłym uśmiechem. Też uśmiechnęłam się pod nosem i odpięłam kolejny. Czemu tak się denerwowałam ? Przecież widziałaś go już bez koszulki… Cóż. Może teraz było to bardziej prywatne. Zdjęłam mu koszule zapewne już cała byłam czerwona… To było okropne.. Zawsze rumieniłam nawet przy najdelikatniejszym kontakcie z nim.
- Co z nią ? - Bąknęłam. Chłopak otworzył lekko zamknięte oczy.
- Rzuć gdziekolwiek. Britney zabierze. Hmm.. Martwisz się o koszule, gdy Ja się tu wykrwawiam. - Uśmiechnął się krzywo.
- Bo wiem, że dasz sobie radę. - Odpowiedziałam, próbując obrócić ten temat w założeniu pozytywnym, ale sekundę później skarciłam sama siebie. Daisy Perensiel jesteś skończoną idiotką.
Przemyłam mu ranę, próbując po prostu ignorować i jego i moje nabuzowane hormony, wyszło to zapewne trochę szorstko. Następnie unieszkodliłam zarazki i sięgnęłam po bandaż. Zastanawiając się, kiedy wyrobiłam sobie taką wprawę. Siedział nieszkodliwie, zamknięte oczy. Może jest zmęczony lub Bóg wie co jeszcze. Rozwinęłam bandaż i zaczęłam owijać ranę, gdy przypadkowo musnęłam opuszkiem chłodnego palca jego gorącą skórę. Sama zdziwiłam się, gdy zauważyłam, że jest miękka i delikatna. Zawsze sądziłam, że zamiast skóry ma tytan. Chłopak zadrżał i otworzył szeroko oczy. Podniosłam brwi za znak, że nie rozumiem o co mu chodzi. Blondynowi lekko zaróżowiła się twarz, nie mogłam wytrzymać i zachichotałam.
- O co Ci chodzi ? - Prychnął. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
- Ty niby możesz dowolnie mnie dotykać, przynajmniej tak uważasz i śmiejesz się ze mnie, że się czerwienie, a gdy mi się tylko przypadkowo omsknie ręka zachowujesz się tak samo. Czy to nie zabawne..
- Nie bardzo. Jesteś naprawę głupiutka w tych sprawach. - Uśmiechnął się przyjaźnie i spojrzał na mnie jakoś tak inaczej… z pożądaniem, ten jeden raz spojrzał się na mnie jak na kobietę, chociaż moje zachowanie sprzed chwili wskazywało zupełne przeciwieństwo. Jesse nadal był dla mnie największą zagadką, jednak chciałam ją odkryć i postanowiłam.
- A Ty taki mądry ? Może się z tym ze mną podzielisz. - Spytałam i wstając  przysiadłam na nim podwijając nogi i patrząc na niego z bliska. Chłopak wydawał się całkiem zaskoczony i chyba w pewnym momencie nie wiedział jak powinien zareagować. Czułam jak serce przyśpiesza mi i próbowałam sobie wmówić, że to nie tak. Jednak dłużej niż kilka sekund nie przetrwało to kłamstwo.
- Nie wiesz co robisz. - Mruknął stary, zły Jesse tym swoim tajemniczym aksamitnym głosem. Może i miał racje. Może i nie wiedziałam. Moje dłonie nagle znalazły się na jego torsie. I przejechając po nim delikatnie zaczęły błądzić po jego ciele, a ja przyglądałam się temu z zainteresowaniem.
- Cholera.- Szepnął Jesse i natychmiast przesunął dłonie po moich nogach i łapiąc  przysunął szybko do siebie. Pisnęłam, ale ten uciszył mnie. Całował zachłannie moje usta. Gdy schodził coraz niżej stałam się przerażająco lekka i sądziłam, że tu chłopakowi zemdleje. Jego ręce znalazły się pod moją bluzką i bez żadnego pytania ją zdjęły. Objął mnie a pasie i zaczął całować po brzuchu. Zaśmiałam się cicho.
- Przestań. - Szepnęłam oskarżycielsko. Przestał, skierował się wyżej. Zadrżałam pod jego dotykiem w tym miejscu. Gładził mnie po plecach i zaraz zaczął bawić się zapięciem od mojego stanika. Przyciągnęłam go to siebie i przez chwilę słyszeć było tylko nierównomierny oddech. A perfumy chłopaka dodatkowo kręciły mi w głowie.
- Wiesz, są na to lepsze miejsca. - Powiedziałam mu cicho do ucha, jakby to miał być jakiś nasz sekret. Blondyn spojrzał się na mnie całkowicie oszołomiony tym wyznaniem. Wypuścił mnie z objęć i w następnej chwili podniósł do góry i nie przestając mnie całować ułożył na łóżku i pochylił się nade mną. Zaraz poczułam na moim brzuchu jakąś gorącą substancje. Zaraz spojrzałam na Jessego i natychmiastowo odzyskałam przytomność umysłu.
- Kretynie ! - Warknęłam i odepchnęłam go ode mnie. Spojrzał się dosyć zagubiony, więc wskazałam na jego bandaż, który był już cały przesiąknięty krwią.
- Och.. No taa. Przepraszam, chyba nic z tego. - Powiedział i wziąwszy chusteczkę ze stolika przetarł nią, mój brzuch.
- Nic z tego ? - Spytałam się. - W ogóle nie powinieneś się ruszać.- Oskarżyłam go, ale z uśmiechem. W końcu nic wielkiego się nie stało. Zaraz zmienię mu bandaż.
- Uważasz, że to moja wina ? Chyba każdy facet by.. ! - Zaśmiałam się wesoło na te niedokończone stwierdzenie.
- To nie jest wcale śmieszne, - Powiedział to bardzo poważnie, że aż cała atmosfera w pokoju się zmieniła. Spojrzałam na niego wyczekująco. Położył się koło mnie i teraz spojrzał mi w oczy. Odgarnął kosmyk z mojej twarzy za ucho i powiedział przyglądając się mojej reakcji.
- Czy jest coś śmiesznego czy złego w tym, że się zakochałem ?

Rozdział może i trochę długi, ale może nie uśniecie
Błagam nawet jeżeli jakieś rozdziały się nie podobają to wytrwajcie do końca Pierwszej części.
Jeszcze trochę rozdziałów zostało, no ale.. :)
Życzę Wam Udanych Wakacji :33

6 komentarzy:

  1. Nareszcie nowy rozdział. Już myślałam że się nie doczekam. Jesteś wredna chcesz zmienić Daisy opiekuna. A Jessego wysłać na jakąś misje. I już nie będzie takich sytuacji jak pod koniec rozdziału. Mam tylko jedno pytanie. Kiedy dokładniej będzie nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział dodam ok. 18-20 Lipca :) Tak wiem, że wredota ze mnie :3

      Usuń
  2. I do tego przerwałaś w takiej chwili....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jest Ci smutno i wkurzasz się o to, to niestety znienawidzisz mnie jeszcze bardziej za następny rozdział >.< Przykro mi nie zawsze musi wszystko być dobrze, bo wszyscy już żygaliby szczęściem i nie byłoby nic zaskakującego. Więc będą chwilę w których mnie znienawidzisz, a także pokochasz :3

      Usuń
  3. Boski rozdział *.*
    Końcówkę czytałam 3 razy! Jest świetna!
    Zgadzam się z tym, że jesteś wredna w związku ze zmianą opiekuna Daisy ale właśnie przez takie zwroty akcji opowiadanie jest ciekawe!
    Czekam na nn i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i nie wierzę! Jesse wyznał swoje uczucia! Święto narodowe. Cudowna końcówka , kwintesencja ich znajomości. Ich związek jest taki smutny... Aż przydał by się specjalny soundtrack dla nich. Jakaś smutna melodia z pozytywki lub coś w tym typie. Ach! I gratuluję nowego wyglądu bloga. Cudo.
    1. Powiem ,że ten mag im wiele nie pomógł. Nie dość ,że rozbudził w chłopaku dawne cierpienie , upokorzył go, to na dodatek udzielił im okropnej"rady". Rady? "Musisz umrzeć". Genialne. Nie lubię gościa :D. Mam tylko nadzieję ,że Jesse zginie w jakiś spektakularny sposób, w walce. Jako zwycięzca. Tylko nie na tej północy ._.
    2. W odpowiedzi na twój komentarz. Mam nadzieję ,że to nie będzie zakończenie typu :" Kurde! No nie ! Ale zwalili", któro pozostawia zawód w sercu. Wiadomo już ,że pierwsza część nie skończy się Happy Endem ,ale za to druga tak, prawda? :)
    3. Nie chcę mieszania w uczuciach głównych bohaterów. Jeśli Daisy ( osoba , którą Jesse kocha) znienawidziłaby go , lub co gorsza coś by się jej stało , nie byłoby z nim dobrze :(.
    4. Właśnie zauważyłam ,że Jesse to takie straszne pozytywne, radosne i dziecięce imię. Słodkie :D.
    5. Nowy opiekun Daisy? Pewnie okaże się kompletną gnidą, która będzie gnębić i poniżać Daisy. Chociaż może... Zaskoczeniem by było gdyby okazał się naprawdę miłym chłopakiem , który zacznie wspierać Daisy. Och , jakie to by było cudowne ! Ekstaza :D. Na razie wyobraziłam go sobie tak :http://thedarkglobe.files.wordpress.com/2012/04/loki.jpg. Jeśli okaże się dobry ,przekształci się w ciacho :D.
    5. Zmienił ci się styl pisma. Rozbudowane zdania,mega. Tylko zwróciłam uwagę na "dworzu". Ach ta gwara :).

    Czekam na więcej. Pozdrawiam!
    Claudine

    OdpowiedzUsuń