- Właściwie dowiedział się kilku ciekawych rzeczy. - Poinformowałem resztę, mając na myśli raport od Mike, który wtargnął w szeregi armii Jessego. - Więc tak. Jesse czuje. - Natychmiast wszyscy patrzyli się na mnie osłupieni, wszyscy z wyjątkiem Jessici, co mnie trochę zdziwiło.
- Czemu nie jesteś zaszokowana ? - Spytałem podejrzliwie. Jej wzrok powędrował do drzwi, a następnie w podłogę.
- Cóż.. Ja spotkałam się z Daisy z dwa tygodnie temu.. Była z nim, więc zauważyłam co nie co..
- Spotkałaś się z nimi, bez naszej wiedzy ! Jak możesz.. Jesteśmy drużyną ! - Warknęła Stella.
- Właśnie ! Wszyscy byśmy chcieli pójść. - Wypalił Josh. - W każdym razie mój Davidzie co z Daisy ?
- Cóż… Wygląda na to, że pokonała Mike w pojedynku.
- Nie wierzę. - Prychnęła Stella z kpiną na twarzy. - Nawet ja niechętnie przyznam, że mieczem macha najlepiej z nas. W końcu on i Jessica przerwsi przeszli test, pamiętasz ? A Daisy skończyła później.
- Pamiętaj, że skończyła tak tylko dlatego, bo nie zostawiła towarzysza. - Przypomniała Melissa, wchodząc w piżamach do pokoju i robiąc sobie herbaty. - Gdyby nie to, to prawdopodobnie by wygrała.
- Tak… Ale ona teraz jest… dziwna. - Napomknęła Jessica nadal skulona na kanapie.
- Co masz na myśli ? - Spytała Stella. Aż mi się śmiać chciało z jej spostrzegawczości.
- Nie pamiętasz Stel jak dostałem w ramię ? Zgaduje, ale może o to chodzi ? - Prychnąłem z ironią. - Za dużo towarzystwa psychopatów. Tak.. Mike powiedział też, że trenują tam jak szaleni. To niestety pokazuje w jak beznadziejnej sytuacji jesteśmy. Musimy także zacząć treningi zamiast leżeć na sofie czy popijać herbatkę.
- Oj daj spokój…- Zaczął Josh, ale mu przerwałem.
- Nie możemy być od nich gorsi. Zresztą nadal nie rozumiem, czemu Jesse planuje wojnę ze swoim ojcem. Może całkiem mu mózgu nie wyprani… Próbuje znaleźć jakiś haczyk czy cokolwiek innego, ale tego nie widzę.
- Wiecie czego się boje najbardziej. - Wyznał Josh marszcząc brwi. - Że jeżeli to jemu się powiedzie zaprowadzić pokój w Arasonii to wtedy do domu wróci jedynie Daisy i Mike. My zostaniemy. - Stella rozszerzyła oczy. Miał racje… Wrócą Ci, którzy zaprowadzą spokój.
- Czyli my buntownicy też musimy wziąć w tym udział. - Uznałem. To nie będzie łatwe, biorąc pod uwagę, że nigdy nie przyłącze się do Jessego…
*Daisy*
Mike nie odrywał się ode mnie przez cały następny dzień. Naprawdę ! Myślałam, że ucieszę się na jego widok chociaż trochę, ale po prostu irytował mnie.. To naprawdę było dziwne, że kiedyś byłam nim zauroczona. Teraz nie mogłam w to uwierzyć. Jeśli zaczynamy ten temat, to przyznam, że nie widziałam przez cały dzień żadnego blondyna o niebieskich oczach. I nie mogłam uwierzyć, że naprawdę było mi smutno z tego powodu. Wcześniej wręcz gardziłam jego towarzystwem, a teraz chętnie bym go zobaczyła. Teraz był już wieczór. Razem z Mike ustawiłam się w kolejce po kolacje, widząc z daleka machającą do mnie Alice. Siedziała razem z siostrą, Seleną i Resztą chłopaków, ale i tak nie dostrzegłam Jessego. Może mnie unikał ? Ale niby dlaczego ? Sam mi się wcześniej narzucał. Tak przynajmniej stwierdziłam, biorąc pod uwagę, że się mną nie bawił. To by nie miało sensu. Słyszałam jak Mike coś do mnie mówi, ale tak naprawdę myślami byłam daleko. Od myśli oderwało mnie uczucie, że ktoś przewiesza mi rękę na ramiona. Spojrzałam z nadzieją w bok, ale natychmiast zobaczyłam Mike, niebezpiecznie blisko. O czym on mówił, gdy nie słuchałam ? Nagle zdałam sobie sprawę, że Jesse nigdy nie położył by mi ręki na ramionach. Był bardziej pomysłowy.
- To co ? Przekonasz go ? - Spytał się siląc na szarmancki ton.
- Ale co ? - Spytałam rozkojarzona. Nagle gwałtownie ręka została zepchnięta ze mnie i poczułam na policzki delikatne muśnięcie wargami. Kątek oka zauważyłam Jessego.
- Dobre pytanie. Kogo i w jakim celu ma przekonać ? - Spytał Jesse zbyt życzliwym tonem, który brzmiał u niego bardzo nienaturalnie. Teraz spoglądałam to na jednego to na drugiego. Mierzyli się wzrokiem. Właściwie różnili się wszystkim. Mike był typowym amerykańskim sportsmenem. Spocony i lekko brudny, zapewne po treningu. A Jesse był raczej jak model z okładki magazynu. Nawet wzrok mieli inny. Mike patrzył na niego z nieukrywaną wrogością, a Jesse z lekkim rozbawieniem, ale kto dłużej go znał, mógł śmiało powiedzieć, że było to rozbawienie pomieszane z nutką nienawiści.
- Nic ważnego. - Burknął Mike.
- To może się do nas przysiądziesz. Lepiej się poznacie. - Chciałam załagodzić sytuacje. Sama szczerze mówiąc nienawidziłam Mike, nienawidziłam wszystkich buntowników, za to, że tak naprawdę oni mną pogardzali za moimi plecami. Jeszcze pamiętam rozmowę z Wigilii, ale jakoś nie mogłam zostawić Mike samego. Znał tu tylko mnie. Ja sama na jego miejscu czułabym się dziwnie. Jesse spojrzał się na mnie uważnie i kiwnął głowę. Objął mnie i poczekaliśmy aż dołączy mój były szkolny kolega.
- Naprawdę, jesteś aż za miła.- Szepnął z wyrazem zdziwienia.
- Wiem, co poradzić. Jestem wcieleniem dobra. - Zażartowałam.
- Żart się udał. - Przyznał z lekkim uśmiechem. Zaraz doszedł Mike i spojrzał się to na mnie to na chłopaka obok. Usiedliśmy przy innych. Wszyscy przedstawili się Mike z grzeczności i zapanowała niezręczna cisza. Selena bawiła się widelcem, Daniel i Chris udali, że są zajęci jedzeniem. Nate patrzył się na niego przyjaźnie i chyba myślał nad tematem.
- Więc też jesteś z miejsca, skąd jest Daisy prawda ? Wieści o wybrańcach i takie tam.
- Tak ! Mieszkamy w Miami. - Zaczął radośnie Mike wpychając jedzenie do buzi. - Naprawdę piękne miasto. Mieszkamy z Daisy właściwie na jednej ulicy, kilkanaście metrów od plaży, więc uczyłem ją surfować. Ja szczerze wolę football. - Nate patrzył na niego, zapewne zastanawiając się nad znaczeniami niektórych słów, ale ciągnął rozmowę. Cały Nate chce być miły dla wszystkich.
- Pewnie musi być tu trochę dla Ciebie dziwnie. Co prawda mamy plażę, ale woda by Cię zmiotła, więc raczej nie popływasz. Zresztą teraz jeszcze nie ma lata. Jeśli o tym mówiąc to zbliża się u nas wiosna.
- Tak, niestety. Chce wrócić do domu, ale jeżeli nie, to zawsze poserfuje sobie tutaj w lato.
- Nie chce Cię rozczarować, ale tu nie ma do tego desek. - Powiedziałam z ironią. Naprawdę powinien się tego domyśleć.
- Och. No trudno. - Mruknął z ustami pełnymi jedzenia. Jesse patrzył na niego z obrzydzeniem. Naprawdę sądzę, że powinien się zachowywać. Nie był już w szkole, gdzie był gwiazdą.
- A Ty nie tęsknisz ? - Spytał się mnie z ciekawością. Spojrzałam się obojętnie.
- Za czym mam tęsknić ? - Chłopak trochę się zdziwił moją wypowiedzią i jakby zastanawiał się co odpowiedzieć. To prawda. Tęskniłam za innymi szkolnymi przyjaciółmi, ale nie byłam tu samotna. Właściwie ten świat miał dobre strony i złe. Zupełnie jak nasz. Nic nie było idealne, ale też nic nie było doszczętnie zepsute.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć wasz świat. - Powiedział Nate. - A Ty Jesse ? - Blondyn wzruszył ramionami jakby nie interesując się rozmową. Poczułam lekkie ukucie.
- Ten to tak zawsze ? - Spytał się Mike.
- Coś Ci przeszkadza, Mark ? - Spytał się Jesse lodowatym głosem.
- Tak ! Chyba wiesz co, jeżeli jesteś ponoć taki inteligentny. ! Twoja pogarda dla nas, to, że ciągle mylisz moje imię i że ciągle kładziesz łapy na Daisy !
- Masz tupet. - Przyznał Jesse z niebezpiecznym błyskiem w oku. - Nie patrzę z pogardą na nich. - Skazał Chrisa i resztę. - Tylko na Ciebie. Mylę T woje imię ? Ciesz się, że chociaż go używam. A co do trzeciego to to nie Twoja sprawa, nieprawdaż ? Chyba że sam wolisz…
- Błagam możecie się uspokoić ?! - Warknęłam przerywając. - Ciągle macie jakieś problemy, nie można nawet spokojnie zjeść bo się zwrócić chce. - Zapadła cisza. Żaden z chłopców już się nie odezwał. Mike mierzył wzrokiem Jessego, jednak tamten go ignorował.
- Daisy, mam świetny pomysł! Co Ty na to, by spróbować surfingu !? Choćby dzisiaj. Założysz bluzę i będzie dobrze. Wezmę jakieś koce, bo pewnie znowu wpadniesz do wody ! - Mówił z ekscytacją. Właściwie miałam ochotę pobyć trochę nad wodą, ale nie miałam ochoty pobyć z nim. Co stanowiło dylemat.
- Świetny pomysł ! Wszyscy pójdziemy. - Niemal zaśpiewała Alice. - Nauczysz nas. Nie mam pojęcia co to ten cały surfing.
- Są pewne problemy. - Oznajmił Jesse. - Co prawda nie ma powodów by się nie wybrać oprócz tego, że jak Daisy mówiła, nie ma desek, po drugie trzeba by było jechać aż do królestwa Aknon, to pół świata, tylko tam jest o tej porze ciepło.
- Czy to jakiś problem ? - Spytał się Mike ze złośliwym uśmieszkiem. W niebieskich oczach Jessego znowu pojawił się wzrok jakby chciał mu rzucić się do gardła, ale odpowiedział spokojnie.
- Żaden. Ciesz się, że jestem na tyle użyteczny, że Deski mogę załatwić. - Magia natychmiast pomyślałam i niemożliwe stało się możliwe. - A za królestwem jest lotnisko. Masz szczęście…
- Najwyraźniej. - Uśmiechnął się Mike.
- Czy to na pewno dobry pomysł ? My tu prowadzimy Rebelie, a Ty planujesz wyjazd na wakacje. Trzeba było nie dać się sprowokować. - Syknęłam do Jessego, gdy wszyscy odchodzili od stołu.
- Skarbie, to ma plusy dla nas wszystkich, między innymi utopię Mike w jeziorze. - Zaśmiał się, ale spojrzałam na niego by wyczuć czy przypadkiem nie mówił tego poważnie. Kto wie, ile osób tak zabił. Nagle zrobiło mi się źle na sercu… Nie mogłam uwierzyć, że ten roześmiany chłopak obok ma taką przeszłość.
- Nie panikuj. Żartowałem. - Odpowiedział trochę speszony moim wzrokiem.
- Wiesz, trudno ocenić czy na takie tematy mówisz poważnie czy nie. - Odpowiedziałam.
- Tak… Też się czasem zastanawiam nad tym… Ale im dłużej się zastanawiam tym bardziej nie mogę spać.. Wiesz… Pierwszą osobę zabiłem mając dwanaście lat. - Mruknął z nieobecnym wzrokiem.
- To wszystko co robisz jest trochę dziwne. Mimo, że sytuacja jest taka poważna to już nie pierwszy raz organizujesz wycieczki. - Zastanowiłam się.
- Jak myślisz po co ? Ludzie potrzebują trochę radości nawet jeżeli jest krucha i przemijająca. Ty także jej potrzebujesz. - Spojrzał się na mnie z czułością.
- I Ty także. - Stwierdziłam. Chłopak zmarszczył brwi.
- Nie sądzę.. Ale czasem dobrze jest poudawać. - Wstał od stołu i przeciągnął się. Nie mam pojęcia ile tu siedzieliśmy. - No, to trzeba nam zamówić domek. Może być siedmiu pokojowy. Idealnie!
- Zaraz nie pomyliło Ci się coś. Jestem słaba z liczenia, ale nas jest dziewięcioro, Selena, Chris, Alice oraz Hanna, Nate, Daniel, Mike, Ty i Ja. - Wyliczałam na palcach licząc na to, że się nie pomylę.
- Tak, ale liczyłem na to, że Mike zajmie wycieraczkę, a w moim pokoju będzie spała urocza dziewczyna. - Powiedział i pocałował mnie delikatnie w usta. Natychmiast, gdy tylko jego ciepłe wargi spotkały się z moimi, chłopak oderwał się i pomaszerował do namiotu zostawiając mnie całą czerwoną i ze zmarszczonym czołem.
- Ty to robisz specjalnie ! - Oskarżyłam go. Pomachał mi ręką, ale zachichotał złośliwie.
- W dodatku żałujesz mi własnego pokoju. - Dodałam obrażonym głosem. Niby było mi do śmiechu, ale jedna strona zastanawiała się czy Jesse mówił na poważnie. Natychmiast w głowie pojawiły mi się nieczyste myśli. Chętnie bym się ich pozbyła, ale były ciekawe. Ze mną chyba naprawdę było źle. No, ale może nie najgorzej.
***
- Jak ciepło ! - Krzyknęłam ucieszona. Co prawda na pustyni też było ciepło, ale nawet za gorąco. Tutaj było świetnie. Czułam się jakbym była na plaży w Miami. Słońce świecące w twarz, letnia woda i gorący piasek. Weszliśmy do bardzo dużego domku letniego. Zostawiliśmy buty pełne piasku na werandzie i natychmiast zobaczyłam przestronny salon, gdzie po środku był telewizor plazmowy, trzy, duże beżowe kanapy, stolik oraz kominek. Obok kuchnia, dwie duże łazienki. Natychmiast poleciałam na górę. Naliczyłam dziewięć pokoi… Czyli jednak tylko żartował. Nie wiedziałam czy się cieszyć czy płakać. Właściwie Mike na wycieraczce to nie taki głupi pomysł.
- Cholera ! Nigdy więcej się nie angażować.- Warknął Jesse jakby sam do siebie niosąc po schodach moje walizki.
- Oo Dziękuje ! Nie musiałeś.
- Taaa… I dlatego zostawiłaś mnie tam z nimi ? - Spiorunował mnie spojrzeniem. Zachichotałam i posłałam mu złośliwy uśmiech. Czułam się normalna. Ubrana z letnią granatową spódniczkę i biały top z kapeluszem na głowie czułam się jak zwyczajna nastolatka na wakacjach. Mająca obok przyjaciół i chłopaka. Chcąc pływać i chować się przed słońcem, co nigdy mi się nie udawało. To było takie dziwne i w ogóle nie pasujące do sytuacji. Ale potrzebne są takie chwile, by nie zwariować. Zmierzyłam chłopaka obok wzrokiem.
- Naprawdę nie możesz zrezygnować z czarnych rurek w taki upał. - Cóż przynajmniej założył białą koszulę, którą miał rozpiętą.
- Nie nie mogę. Mam wyglądać jak ten pajac Mark z zielonych szortach, nie dziękuje. - Gdy tylko skończył zdanie na górę wpadła cała grupka, mało nas nie przewracając.
- Jesse ! Daisy ! Idziemy na plażę. I Dzięki Jesse za deski, nie wiem jak to zrobiłeś, ale Mike nauczy nas surfować. - Krzyknął Nate.
- Strata czasu. - Mruknął Jesse.
- To znaczy, że nie idziesz ? - Spytała się Selena obok. - Ależ musisz ! Jak idziemy to wszyscy !
- Dobrze, dobrze, wezmę książkę i sobie na was popatrzę.
- Chyba żartujesz ! - Prychnęła.
- Wybacz nie jestem typem towarzyskim, zwłaszcza na plaży.
- Czemu? Nie ma tam nic strasznego. - Próbowała napastliwie go przekonać. Starała się jeszcze przez kilka minut, ale w końcu dała spokój. W tym czasie poszłam do pokoju i wyładowując ubrania znalazłam bikini koloru lily i ubrałam się. Cisnęłam na siebie jeszcze za duży T-Shirt. Gdy wyszłam z pokoju, musiałam praktycznie ich doganiać. Jesse ułożył się na leżaku i schował w cieniu drzewa tuż przy wodzie, ale jego reakcje wskazywały, że nie zamierza postawić w niej ani kroku. Za to wszyscy inni już wdrapywali się na deski. Natychmiast skończyło się to tym, że skończyli w wodzie. W tym ja także. Mimo że od zawsze Mike próbował mnie nauczyć, to nigdy się to nie udawało. Żaden rodzaj deski nie był dla mnie stworzony. Cisnęłam na gorące skały mokrą bluzkę, której zapomniałam zdjąć. Hmm… Znając prześladującego mnie pecha to bluzka zapali mi się w słońcu, a ja wyląduje z deską po drugiej stronie jeziora, a następnie w szpitalu. Nagle coś mnie tchnęło i zaczęłam się zastawiać. Te wycieczki, jego nastawienie… To się razem nie zgadzało. Odłożyłam deskę i siadając obok niego zamknęłam mu książkę.
- Jazda na kawałku plastiku się znudziła ? - Zapytał z uśmiechem, ale całkiem to zignorowałam. Może udawać, ale… Zbliżyłam się i spojrzałam mu w oczy, chłopak najwyraźniej już chciał mnie do siebie przyciągnąć, ale odsunęłam się. Ta jedna chwila wystarczyła… Podobno oczy odzwierciedlają duszę… A jego oczy były takie same jak wtedy gdy go poznałam. Zimne i bezwzględne nawet jeżeli uśmiechał się na zewnątrz. Nie wiem dlaczego, a tym bardziej jak…, ale czułam to. Może zawszę miał takie oczy tylko po prostu teraz zwróciłam na to uwagę. Nie… Gdy był ze mną na pewno miał bardziej radosny błysk w oczach.
- Czy Ty powiedziałeś chociaż raz prawdę od dnia Swoich narodzin ? - Spytałam i czułam jak coś się we mnie łamie. Podniósł brwi.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi.
- Inni może tego nie zauważyli, ale ja w końcu coś zauważyłam. Szkoda, że tak późno. Widzę co robisz. Wycieczki ? Nawiązywanie więzi, lecz Ty rzadko bierzesz w czymkolwiek udział, a jak nawet usiądziesz z nami przy stole to zachowujesz się, jakbyś był tam sam. Próbujesz zacieśnić więzi między nami, ale sam wolisz się do tego nie mieszać. Powiedz mi czemu ? - Spytałam ostro. Jego wzrok się nie zmienił, oprócz tego, że tym razem były w nim błyski zirytowania.
- A dałem Ci szanse na kontynuowanie tej sielanki. Odpowiedz jest na wyciągnięcie ręki Moja Księżniczko. Oni mają być dobrą drużyną, nie Ja. Gdyby za bardzo zaczęło mi na nich zależeć to bym zginął. Tak naprawdę, to są dobre figury, szkoda by było, gdybym musiał je poświęcić. Ale właśnie o to chodzi. Jeżeli nie będzie innego wyjścia z sytuacji to nie zawaham się. - Warknął.
- Nie zawahasz się ich poświęcić ? - Powtórzyłam jak w transie, bezbarwnym głosem. Nagle poczułam w sobie wściekłość.
- Czy to nie są Twoi przyjaciele ?!- Wrzasnęłam ze złością.
- Przymknij się. - Syknął. Złapał mnie mocno za nadgarstek i pociągnął w stronę domu. Obrócił się w moją stronę i nagle jego twarz odrobinkę złagodniała.
- Czy Ty płaczesz ? - Szepnął. Nagle poczułam jak jedna, samotna łza wypływa mi na policzek.
- Jak śmiesz… Patrzeć im w oczy..? Jak śmiesz, słuchać ich pragnień ? Jak w ogóle śmiesz…
- Widzisz to jest Twój problem. Patrzysz na drzewo nie dostrzegając w nim lasu. To znaczy, że nie rozumiesz znaczenia pokoju. - Powtórzył moje słowa, które teraz zwrócił przeciwko mnie. - Jestem pewien, że Oni zrozumieli by powagę sytuacji.
- Nie zrozumieli by jedynie, że naprawdę nie masz serca. Fałszywa przyjaźń jest gorsza niż otwarta wrogość. !
- Nigdy im nie powiedziałem, że jestem ich przyjacielem. - Zmierzył mnie wzrokiem i powiedział to bardzo spokojnie. Pokręciłam głową z lekkim uśmiechem, który nie oddawał mojego nastroju.
- Mi też tego nie powiedziałeś. - Powiedziałam całkiem poważnie, więc nie wiedziałam co go rozśmieszyło. Wziął kosmyk moich włosów i zaczął się nim bawić.
- Cóż sądziłem, że masz mnie jako swojego rycerza. - Mruknął i na chwile stał się poważny.
- Chyba na czarnym rumaku.. - Prychnęłam.
- Mi to pasuje. - Powiedział i zbliżył się, że dzieliło nas tylko kilka centymetrów. Stałam niezdolna się poruszyć. A jednak rozum przemówił przeze mnie.
- I sądzisz, że po tym wszystkim znowu dam Ci się pocałować ? - szepnęłam.
- A nie ? Hmmm… Szkoda. - Mruknął Jesse, a jego usta znalazły się tak blisko moich, że poczułam na wargach jego oddech. Było dla mnie jasne, że niekoniecznie zachowuję się tak jakbym traktowała serio własne słowa. I nie traktowałam. I tak powinnam sobie pogratulować, że nie rzuciłam mu się na szyję. Natomiast całkiem przegapiłam moment w którym powinnam była się odwrócić i odepchnąć od siebie. Najwyraźniej Jesse widział to w ten sam sposób. Jego ręka pogładziła moje włosy, a potem poczułam miękki dotyk jego ust. Najpierw pocałował mnie delikatnie i ostrożnie, później najwyraźniej znudziło mu się to, bo zanurzył dłoń w moich włosach i przyciągnął do siebie. To nie był już delikatny pocałunek i moja reakcja samą mnie zdumiała. Moje ciało stało się naraz zupełnie miękkie i lekkie. Nie mam pojęcia jak, ale w ciągu kilku następnych minut znaleźliśmy się na jasnej, skórzanej sofie. Zadrżałam, gdy błądził rękami po moim ciele. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nadal jestem w stroju kąpielowym, Minęło trochę czasu kto wie ile. Ja czułam się jakbym była na tej sofie od zawsze. Nagle Jesse oderwał się ode mnie i popatrzył na zegarek. Lekko zadyszany i zarumieniony na twarzy jeszcze raz pocałował mnie krótko.
- Nie uważasz, że dobrze byłoby przygotować obiad dla naszych gości Madame ? - Zapytał, a ja nadal ciężko oddychając gapiłam się na niego jak na obraz. Był słodki z takimi zarumienionymi policzkami. Wymruczałam coś w odpowiedzi, nie byłam nawet pewna co. Zszedł ze mnie i pomógł mi wstać. Kuchnia była dosyć duża. W jasnych, ciepłych kolorach. Ogólnie cały domek wydawał się niezwykle miły.
- A Ty w ogóle umiesz gotować ? - Spytałam gdy wreszcie moje serce się uspokoiło. I nie waliło już sto razy na sekundę.
- Ach. Ta ciągła niewiara we mnie. - Westchnął chłopak gładząc swoje rozczochrane włosy. - Gdy byłem bardzo mały lubiłem obserwować Britney przy pracy. Sprawiało mi to dużo frajdy.
- Hmm… Widać byłeś kiedyś miłym dzieciakiem. - Podsumowałam z uśmiechem.
- Widać tak… Daisy.. - Zaczął chłopak doprawiając mięso. Ja w tym czasie gotowałam makaron na spaghetti i sięgałam po warzywa. Właściwie nawet nie skonsultowaliśmy co chcemy zrobić.
- Chciałbym byś mi bardziej ufała… - Wystrzelił nagle.
- Wybacz… Nie dałeś mi żadnego dowodu, że mogę. - Odpowiedziałam po chwili ciszy.
- Racja… ale może…. - Nie dowiedziałam się co chciał powiedzieć, bo drzwi się otwarły i wszyscy weszli mokrzy i zmęczeni.
- Co tu robisz Daisy ? Nie miałaś surfować ? - Spytał się Mike podejrzliwie.
- Znudziło mi się. - Odparłam po prostu.
- Nie uwierzysz Jesse ! - Krzyknął Chris. - Mike opowiadał nam, że pomoże. Dzięki buntownikom dowiedział się, gdzie przybywa w tym czasie mag Trisvald. Może nam pomóc i podpowiedzieć jak wygrać.
- Wygramy bez jego pomocy. - Warknął Jesse. Nastała chwili, gdy wszyscy zaczęli mówić naraz wyłapałam tylko kilka słów jak, dlaczego ? Zwariowałeś ? To nasza szansa ? Za duże mniemanie o sobie.
- To nie głupi pomysł. - Odezwałam się. - To może pomóc nam wszystkim, a Ty Jesse dowiesz się więcej o magii.
- Tak to świetny pomysł. Jednak nie wiesz, że u niego płaci się cenę. - Rzekł z grymasem na twarzy.
- Przecież masz pieniądze.
- Tu nie chodzi o pieniądze. On bierze inne zapłaty. Nigdy nie wiadomo czego sobie zażyczy. Spotkałem ludzi, którzy zapłacili u niego krwią czy jakimś dobrym wspomnieniem lub musieli wykonywać jakąś pracę. Od niektórych przyjmuje także zioła czy cenne przedmioty magiczne. Wszystko co mu się podoba. Zazwyczaj bierze coś co jest ważne dla drugiej osoby. Dlatego nie wiele osób go szuka. Zresztą nigdy nie wiadomo gdzie jest.
- Ja wiem. Buntownicy mają z nim stały kontakt, chociaż nie jest on zbyt towarzyski. I trochę straszny. Zawszę mam wrażenie jakby widział moją duszę… - Opowiedział Mike i nieświadomie wzdrygnął się.
- Cóż… Może nie zaszkodzi. - Burknął Jesse, jakby nie mając nic do stracenia.
*Mike*
Właściwie to nie wiem czemu im to palnąłem. Może po prostu trochę mnie do siebie przekonali… Gdy David i reszta kazała mi szpiegować to bałem się tego miejsca. Ale… im dłużej tu jestem, tym bardziej uważam, że nasze cele są zbliżone. Że nie są oni tacy źli, jak buntownicy ich przedstawiają. Albo może po prostu jeszcze wszystkiego nie wiem.
No, nie jest to najlepszy rozdział w każdym razie coś bardziej lekkiego :)
Mam już jednak mnóstwo pomysłów na dalsze poczynania bohaterów
i oczywiście koniec pierwszej części ;3
Pozdrawiam Kociaki ;3
Dziękuje, że ktoś to w ogóle komentuje i czyta ^_^ <3
Bardzo ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńAkcja bardzo fajnie się toczy i dobrze się ją czyta.
Pozdrawiam i zapraszam na http://you-are-my-angel-always-and-forever.blogspot.com/ :)
Przyjemna, rekreacyjna notka, dająca bohaterom chwile wytchnienia :). Czytało się ją bardzo przyjemnie. Z doświadczenia wiem ,że po czymś takim pewnie nastąpi wybuch akcji :D.
OdpowiedzUsuń1. Czyżby Mike ich polubił? Może wreszcie przyjdzie mu do głowy,że buntownicy nie mają pełnej racji, a cele Jessa są o wiele dalej sięgające?
2. Podoba mi się rozwinięcie wątku miłości pomiędzy głównymi bohaterami. Tylko... Jesse. Tu mnie zaskoczył. Naprawdę myślałam,że polubił drużynę,że może trochę się zmienił. Mimo wszystko chyba przeżył zbyt wiele by nagle stać się "dobrym". Ludzie nadal są dla niego pionkami.. oprócz Daisy. Czy jego uczucia są szczere? Czy to może kolejna gierka? Nie wiem,ale chyba sam Jesse wie ,że nie może się już wycofać z tego uczucia.
3. Nęka mnie sprawa buntowników.
- Na początku serii uważaliśmy,że istnieje wyraźny podział na dobro i zło. Buntownicy byli ogromnymi zbawicielami, którzy mieli uratować świat. Nawet mnie rozpierała wiara w przepowiednię.
- Teraz buntownicy to tylko małe dzieci, jakaś nic nie warta część wielkiego planu. Szczerze mówiąc nawet zapominam,że istnieją.
- ? Co będzie dalej? Pomimo,że o nich nie pamiętam , oni nadal tam są. I ćwiczą. Nieudolnie , choć ćwiczą. I przepowiednia. Nie dopełni się ona bez nich. Więc jaką rolę odegrają buntownicy? Malutką ( pewnie tak ,a ja jak idiotka rozmyślam XD) czy może jakąś tam większą?
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji :D
Claudine
Opowiadanie super ♥
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Adwards :*
Jakiś tydzień temu pojawił się nowy rozdział na księżniczce xd
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czytało się rozdział :) Jestem ciekawa a również podekscytowana wątkiem miłosnym! Pisz dalej i życzę dużo weny! :*
OdpowiedzUsuńPrzy okazji chciałabym zaprosić Cię do mnie, ponieważ właśnie udostępniłam pierwszy rozdział, byłabym wdzięczna gdybyś zajrzała. Pozdrawiam :) // http://my-bloody-sky.blogspot.com/