wtorek, 21 maja 2013

Prawdziwe uczucia i Stary przyjaciel.


*Daisy*
Ostatnie dni były prawdziwym obozem koncentracyjnym. Przenieśliśmy się na jakiś czas do obozu na Pustynię jakąś tam. Heh. Moim wielkim minusem jest, że nie znam geografii tego świata. Wydawał mi się nieskończony, a równocześnie tak ograniczony. W każdym razie pozostała armia znalazła oazę na pustyni w drodze do Arasonii i uznali, że to lepsze miejsce. Dla mnie niekoniecznie. Jesse wymyślał nam najróżniejsze ćwiczenia i ja też musiałam brać w tym udział. Mój plan wyglądał raczej mizernie. Szósta rano wstawać, równie marne śniadanie, masy treningu miecza, różnorakiej broni oraz strategii. Wytrwałość i równowaga w terenie. Wykorzystywania otoczenia, dostrzegania słabości przeciwników. Mało z tego rozumiałam. Jesse tłumaczył, że nie można wszystkiego się nauczyć, a większą wiedzę zdobywa się poprzez doświadczenia. O ile je przeżyjemy. W między czasie były przerwy na posiłki. Więc od rana do wieczora wyciskano z nas ostatnie poty i łzy. Nie wiedziałam, że to wszystko jest takie ciężkie. Czułam, że nie idzie mi jakoś strasznie źle, ale w porównaniu z taką Seleną czy choćby Chrisem !? Nie mogłam im się równać. Czułam, że padam ze zdumienia. Jesse raz na jakiś czas też coś demonstrował i robił to tak, że zbierali się niemal wszyscy by popatrzeć. W walce z Hannah nie pokazał nawet połowy tego co umiał. W porównaniu z żołnierzami ( którzy byli przypominam lepsi niż żołnierze króla czy buntowników ) to naprawdę był niesamowity. Poruszał się szybko i zwinnie niczym pantera, nie robiąc przy tym dużo zamieszania omijał przeciwników. Wszyscy raz patrzyli się na taką scenę i dziwili się, ponieważ kilka sekund potem wszyscy którzy z nim ‘’walczyli’’ skończyli na ziemi. A Jesse nie wyciągnął broni i ledwo ich dotknął. Kilka razy przyłapałam się na tym, że moja buzia jest otwarta ze zdumienia i nie może się zamknąć. Zastanawiałam się, czemu nie dał z siebie wszystkiego podczas walki z Hannah, ale chyba natychmiast wynalazłam odpowiedź. Jesse eksperymentuje z magią. W końcu oddałam mu książki. Ale postanowiłam się tym nie przejmować. Jest duży, wie co robi. Taką przynajmniej miałam nadzieję, Tak wtedy był osłabiony przez eksperymenty. Teraz tylko trochę odpoczął. Nagle w głowie przypomniała mi się scena, gdy się zachwiał. Nie to pewnie paranoja. Jednak taki gest był dziwny w wykonaniu Jessego. Czemu ja w ogóle myślałam o nim? Co mnie to wszystko obchodziło. Chciał mnie zabić ! Przypomniałam sobie, ale chyba zrozumiałam, że ten stary powód jest już nieaktualny. Powiedzmy, że traktuje go… obojętnie. W końcu on robi dla mnie to samo. Bawi się mną, czyli wychodzi, że jeżeli nie będę na niego zwracała uwagi to wszystko będzie dobrze.
- Jesse ! Jakaś armia nadchodzi ze wchodu, nie mogę uwierzyć! Musi tu być szpieg. - Krzyknęła Selena biegnąc do nas.
- Później się tym zajmę. Weźcie broń! - Krzyknął do pozostałych. Widziałam na horyzoncie ciemne postacie z wysoko wywieszoną flagą na której widniał orzeł albo bardziej jastrząb na brązowym tle.
- Jak wygląda flaga ? - Spytał się blondyn.
- Żartujesz ! Jest wielka, nie sposób nie zauważyć. - Zdziwiłam się. Rzucił mi nerwowe spojrzenie.
- Po prostu powiedź. - Wyjaśniłam mu jak wygląda. Od razu zorientował się z kim mamy walczyć.
- Nie sądziłem, że królestwo byłego króla Henryka, zaatakuje bez króla. Chyba trochę wytrąciłem ich z równowagi tym morderstwem. - Mruknął podnosząc kąciki ust.
- Jesse to naprawdę nie jest zabawne.
- Wiem. - Spojrzał się na mnie uważnie. - Schowaj się z namiocie, póki się to nie skończy.
- Mowy nie ma ! - Oburzyłam się. Jak mógł mówić mi coś takiego. - Nie będę grzecznie siedziała w namiocie, gdy wszyscy ryzykujecie życie! Może się nie przydam, ale… Coś zrobię ! Pamiętaj, jeżeli jestem wybrańcem to przeżyje. - Posłałam mu lekki uśmiech, który tylko wypełnił jego oczy gniewem.
- Jak możesz polegać na czymś takim jak niby jakaś przepowiednia!
- Nie polegam. - Przyznałam. - Po prostu.. - Położyłam mu rękę na ramieniu. Chciałam by ten drobny gest trochę go załagodził, bo czułam, że jest zdolny właśnie w tej chwili wrzucić mnie do namiotu. - Zrozum, że nie pozwala mi na to moja godność. - Mruknęłam. W jego oczach nadal gniewnych pojawiła się jednak nutka zrozumienia. Kiwnął głową, a ja poleciałam by zaopatrzyć się w miecz i sztylety. Broni palnej nie używano przy większych starciach, bo wydawało się to bezsensowne. Bardziej przydawała się, w krytycznej sytuacji, cichej akcji. Łuków nie brałam, bo szybko okazało się, że jestem w nim beznadziejna. Co jest trochę dziwne. Gdy rzucałam sztyletem na odległość trafiałam idealnie, ale strzałą już nie umiałam zrobić takich cudów. Nagle usłyszałam głos przywódcy.
- Wszyscy wiedzą po co tu są, prawda ? Każdy walczy o coś co jest dla niego ważne. Z różnych powodów. Jednak to właśnie pole bitwy jest miejscem, gdzie nasze pragnienia wypływają razem. I jesteśmy, by o nie walczyć. Nie toleruje porażki i wy także nie powinniście jeżeli jesteście ambitni. Jeżeli ktoś się przestraszył i chce zawrócić, to niech od razu wystąpi! - Wszyscy stali tam gdzie byli. Zastanawiałam się, czy dlatego bo przemowa Jessego do nich docierała, czy po prostu ton jego głosu był zbyt przerażający. Ton nie znoszący sprzeciwu. Chłopak nagle skrzywił się, ale kontynuował. - Doskonale! Jeżeli ktoś zapragnie uciec w czasie walki to już tylko na tamtą stronę, a jeżeli ktoś przeżyje, to wykończę go osobiście. Nie ma nic gorszego niż strach i zostawienie przed niego wszystkich innych. Jeżeli macie w sercu strach lub wątpliwości to nie macie prawa tu być i oddychać naszym powietrzem! … - Zdaje się, że chciał jeszcze coś powiedzieć. Z tłumy wydobyły się przestraszone piski i wszyscy rzucili się do przodu. Dopiero teraz zauważyłam, że któryś z żołnierzy podtrzymywał Jessego, który łapał się za głowę. Cholera ! Jak on zamierza walczyć ? Przecież jest chory ! Krzyczało moje serce. Jednak ono także rozumiało dlaczego chce on to robić. Blondyn nadal podtrzymując się żołnierza, wyprostował się i warknął do tłumu.
- I co krzyczycie przestraszeni ? Właśnie o tym mówię! Jeżeli zginę, to macie iść dalej przed siebie! Nie jestem bogiem, ani waszą nadzieją ! Jestem człowiekiem tak samo jak wy. Może odrobinę mądrzejszym, ale nie oznacza to, że jesteście mniej wartościowi ode mnie. Więc jeżeli zginę, to nie oglądajcie się. Nie pomagajcie mi ! Idźcie dalej przed siebie, chcąc wypełnić wasze cele. Każdy z was poszukuje wolności, nie oglądajcie się na innych tylko weźcie sprawy w swoje ręce. To prawda, wielu z was zginie. Ale poświęcą oni życie dla lepszego jutra. Odejście z tego świata z godnością lub przy królu, zabici na jego rozkaz jakimiś plugawymi rękoma innych. - Następnie szepnął coś do żołnierza, który go przytrzymywać. Tamten się cofnął i kiwnął głową z szacunkiem. Jeśli chodzi o innych żołnierzy, do których była skierowana przemowa, to tamci stali zamurowani. Albo poruszeni albo w stanie wielkiego szoku. Jednak po chwili rozpoczęły się wiwaty. Jesse stanął o własnych siłach. Na jego ustach zabłąkał się kapryśny uśmieszek i poszedł do namiotu zostawiając żołnierzy, którzy teraz chodzili ze sobą w grupkach i dyskutowali z podekscytowaniem. Nagle usłyszałam dźwięk rogu gdzieś obok. Daniel trzymał róg, a Selena krzyczała do żołnierzy.
- Czy Wy już zapomnieliście o walce !? Na oko będą tu za siedem minut ! - Miny wszystkich nagle spoważniały i ludzie dobrali miecze. Wbiegłam do namiotu Jessego chcąc mu to jak najszybciej przekazać. Zauważyłam go na łóżku. Ale spał…. Miał przymknięte powieki i lekko rozwarte aksamitne usta. Kosmyki blond włosów spadały mu na twarz. Teraz naprawdę wyglądał niewinnie niczym anioł, Uśmiechnęłam się sama do siebie na te porównanie. Zmierzwiłam mu delikatnie włosy, które odgarnęłam do tyłu i przyjrzałam się uważniej twarzy, Był zmęczony, w dodatku już zauważyłam co się święci. Bóle głowy, pogorszenie wzroku… Jego choroba. To na razie tylko początek.. Uznałam, że nie mam serca go budzić,. Każdy ma prawo odpocząć. Wyszłam z namiotu i oznajmiłam, że Jesse nie bierze udziału w bitwie i chce byśmy sami sobie poradzili. Uznałam, że to dobre wyjaśnienie. Tak dobre, że każdy zrobił zirytowaną minę, ale nikt tego nie skomentował. Gdy tylko wrogowie doszli, obyło się bez pogawędek. Zauważyłam ledwie, że nie mają oni przywódcy i wszyscy żołnierze działają na własną rękę. My w tej chwili też nie mieliśmy Jessego, ale Chris, Daniel, Hannah, Alice i Selena zastępowali go. Oni pewnie wliczyli by też mnie, ale chyba wolałam się nie mieszać. Natarli na nas całą siłą. Niestety jakimś cudem znalazłam się w pierwszym rzędzie. Ledwo odparowałam cięcie mieczem w moją stronę, a poczułam przeszywający się materiał i skórę na ramieniu. Pchnęłam tego przede mną mieczem w brzuch, ale uciekłam przed drugim w poszukiwaniu jakiegoś drugiego miecza. Nie mogę walczyć ze wszystkich stron jednym. Podniosłam zakrwawione ostrze leżące przy zabitym żołnierzu i gdy tylko się odwróciłam, życie przeleciało mi przed oczami. Jednak zanim śmierć nastała wymierzyłam ją komuś innemu. Nie miałam wyrzutów, że podcięłam człowiekowi gardło. Nie wiedzieć czemu czułam z tego powodu satysfakcje. Przerażało mnie to…, ale nic nie mogłam na to poradzić, bo moje ręce pchnęłyby go jeszcze raz. Nie zdawałam sobie sprawy kiedy trening dał mi takie efekty. Poruszałam się po całym polu bitwy bez problemu. Spojrzałam przez ramię jak radzi sobie reszta. Niedaleko walczył Chris z łukiem w ręku, niezdolny celować często po prostu dźgał grotem strzały we wrogów, reszta też nieźle sobie radziła. Nie wykazywali żadnych odznak zmęczenia. Starałam się brać z nich przykład. Rozglądałam się dalej, bo na razie żaden z przeciwników nie miał zamiaru do mnie podchodzić. Krwawe żniwo, które po sobie zostawiłam, kilku nielicznych naszych ludzi. Jesse miał racje, jego armia była dużo silniejsza. Nagle poczułam jakoś złowrogą aurę, nie umiem tego wyjaśnić…, ale ręce mi się zatrzęsły. Nagle go zauważyłam, wyglądał jak zwykły żołnierz, ale z dużo większą ilością odznaczeń.
- Widzę, że niezłą imprezę tu urządziłaś, Daisy Perensiel. - Syknął obnażając zęby i kiwnął znacząco głową w stronę martwych ludzi.
- Skąd wiesz jak się nazywam ? - Zainteresowałam się podnosząc wyżej miecz.
- Przewodzę tej armii i byłem prawą ręką króla. - Powiedział chłodno. A więc oni mieli dowódcę ! To tylko zmyła. Najważniejszy człowiek wnikł do zwykłych, by nie być wyróżnianym.
- Póki pewien chłoptaś go zabił. - kontynuował. - Wiem, że go nie złapano i nawet nie widziano twarzy, ale ja wiem… Nikt inny nie posunął by się tak daleko jak ten Szczeniak! - Warknął. - Powiedź. Jesteś z innego świata, bądź taka miła i nie rób rzeźni u nas. Wiesz. Tak się składa, że byłem kiedyś w Twoim świecie i wiem, jak się powrotem tam dostać.
- Kłamiesz.- Przeszyłam go spojrzeniem, to przecież niemożliwe..
- Doprawdy ? Wiem tyle, że w twoim spokojnym, świecie mordercy są traceni lub zamknięci w więzieniu. Tym bardziej wyklęci i takie tam. Jak myślisz ? Twoja rodzina i szkolni przyjaciele pewnie byliby dumni.- Powiedział jakby obojętnie.
- Zamknij się ! - Wrzasnęłam. - Jak się tam z powrotem dostać ?
- Nie ma nic za darmo madame. Jeżeli uklękniesz błagając mnie o to, to może Ci zdradzę.
- Chyba kpisz. - Mruknęłam podnosząc brwi i uśmiechając się.
- No cóż. Skoro Twoja duma znaczy dla Ciebie więcej niż normalne życie to proszę. - Odpowiedział spokojnie i ruszył na mnie. Miecze się zderzyły. Moją przewagą były dwa miecze, gdy jeden mocował się z jego, uniosłam drugi, ale poczułam jak czyjaś duża dłoń zaciska mi się na nadgarstku. Wrzasnęłam czując jak łamią mi się kości i miecz wypadł mi z dłoni. Szarpnęłam ręką, bez skutku.. Z przerażającą siłą obrócił mnie i wygiął rękę do tyłu. Próbowałam mieczem w drugiej ręce wbić go w nogę przeciwnika, jednak tamten odepchnął mnie, że poleciałam do przodu w piasek.
- Przyznaje, doskonale radzisz sobie z mieczem, ale pamiętaj, że zawsze będzie różnica sił u mężczyzny i kobiety, a w dodatku małej Smarkuli. - Stwierdził głosem bez tonacji. Podszedł do mnie i zanim zdążyłam się podnieść, złapał mnie za końcówki włosów włosy i podciągnął do góry. Szarpnęłam się, ale to znowu nic nie dało. Nie miał kto mi pomóc.. Wszyscy inni mieli swoich wrogów na głowie. To tylko końcówki, a włosy i tak mam za długie, pomyślałam i umyślnie odwróciłam się i przecięłam je. Stał on z niewielką ilością ciemnych kosmyków. Podniosłam miecz, ale szybko zrozumiałam że jestem za wolna! Nie zdążę odepchnąć jego uderzenia w brzuch. Z jego siłą, mógłby mnie przedziurawić na wylot. Wiem, że nie miałam czasu na takie przemyślenia, ale nie zostało mi nic innego. Nie zdążę…. Zamknęłam oczy szykując się na uderzenie.. Jednak ono nie nastąpiło. Usłyszałam natomiast zderzenie dwóch kling. Rozwarłam nieco oczy. Przede mną stał Jesse, odpychając skierowane we mnie uderzenie. Odetchnęłam. Jak dobrze, że pojawił się właśnie w takim momencie. Odwrócił lewie głowę w moją stronę. Automatycznie cofnęłam się  o krok widząc jego wściekły wzrok skierowany na mnie. Nagle straciłam całą pewność siebie i poczułam, że nogi mam jak z waty. Upadłam na ziemię i poczułam niesamowite zmęczenie. Dopiero teraz byłam na tyle sobą by zauważyć, że moje ręce są całe we krwi, prawdopodobnie nie mojej, z wargi skapuje mi z pewnością moja własna krew, tak samo czułam ciepłą substancje na plecach i ból w każdym mięśniu. Pomijając, że moje ubranie także było w krwi innych to nadgarstek był pod dziwnym kątem i nie mogłam nim ruszyć Wręcz cudownie, skończę tydzień na kurowaniu się. 
- Na co czekasz. - Warknął do mnie Jesse. - Wracaj do namiotu! - Gapiłam się na niego tępo, ale później wstałam. Wycofałam się do tyłu, ale nie wróciłam tylko dołączyłam do innych walcząc. Usłyszałam jeszcze jak Jesse z tyłu krzyczy do mnie. Jednak zignorowałam to. Po kilku minutach, a może jednak godzinie czy dwóch. Tak naprawdę to w ogóle nie orientowałam się w czasie. W każdym razie udało się. Wybiliśmy wszystkich. Właśnie skakałam podniecona z Seleną i Bliźniaczkami, gdy z tyłu usłyszałam bezbarwny głos Jessego.
- Za dziesięć minut w moim namiocie. To jest rozkaz. - Osoba nie znosząca sprzeciwu oddaliła się.
- Ciekawe czego on znowu chce ? - Zaciekawiła się Hannah.
- Może Ci pogratulować. Co jak co, ale wykonałaś bardzo dobrą robotę. - Pochwaliła mnie Alice i następnie dodała trochę zmieszana tą szczerością. - Jak na amatorkę.
- Czego ma jej gratulować ? - Prychnęła Selena. - Cieszę się ze zwycięstwa, bo to nie my jesteśmy na ich miejscu, ale nie ma tu czym się chwalić. Jesteśmy zwykłymi mordercami. - Uznała wzruszając ramionami, jednak w jej oczach pojawiło się coś jakby współczucie.. Współczucie dla tych wszystkich ofiar. Nagle zrobiło mi się strasznie głupio.. Przestraszyłam się też w pewnym sensie. Ja.. Czułam z tego satysfakcję….. Cholera ! Ze mną jest coś nie tak ! Jakaś choroba naumyślna ? Poczułam, że oczy zrobiły mi się trochę mokre. Kim ja byłam ? Na pewno nie sobą.. Nie zabiłabym człowieka ! Przed oczami pokazał mi się portret tego mężczyzny sprzedającego kwiaty, tego który później chciał mnie zabić… To była wtedy samoobrona. Nie… Usprawiedliwianie się jest żałosne. Chcąc na chwilę o tym zapomnieć zanurzyłam się w rozmowie. Dziesięć minut później, dokładnie na czas weszłam do namiotu Jessego. Natychmiast trzymając w ręce księgę odwrócił się do mnie.
- Co Ty sobie myślałaś wychodząc walczyć na pole bitwy i nie budząc mnie ! - Krzyknął.
- Skąd wiesz… - Zaczęłam, ale natychmiast mi przerwał.
- Coś słyszałem, że nie biorę udziału w bitwie i podobno powiedziałem, by żołnierze sami sobie radzili. - Prychnął z ironią.
- Byłeś zmęczony ! - Krzyknęłam.
- A Ty byłabyś martwa, gdybym się nie pojawił !
- Co Cię to obchodzi !? - Krzyknęłam i poczułam jak po policzku spływają mi łzy. . - Sam uznałeś, że jeżeli umrę to tak naprawdę nie jestem wybrańcem i nie jestem Ci potrzebna ! - Z jego oczu odpłynęła cała złość i pojawił się w nich ból. Podszedł do mnie, jednak cofnęłam się. Zignorował on ten gest i zrobił jeszcze krok. Położył mi on dłoń na policzku, tak, że opuszkami palców delikatnie dotknął i otarł moje łzy. Czułam, że patrzył mi w oczy. Ja jednak unikałam jego spojrzenia. Nie widziałam powodu był miała robić inaczej.
- Albo jesteś strasznie niedomyślna, albo ja strasznie w tym kiepski.- Mruknął aksamitnym głosem.
- W czym ? - Warknęłam i poczułam jak jego ciepłe wargi dotykają moich. Poczułam kojący ból, gdy przejechał mi językiem po zranionej wardze. Dlaczego ja mu na to pozwalam ? Skarciłam siebie. Naprawdę byłam kompletną idiotką, ale nie potrafiłam zrobić nic innego jak delikatnie oddać pocałunek. Przymknęłam oczy oddając się w jego ręce, co pewnie było błędem, ale nie muszę zawsze postępować właściwie. Zrobiłam dużo błędów w życiu, ten będzie się różnił tylko tym, że nie będę go żałować. Poczułam jak chłopak przyciąga mnie do siebie i całuje mocniej, z pożądaniem, jakbym zaraz miała wyparować, albo okazać się tylko snem na jawie.. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i zdawało się, że chwila miała trwać wiecznie, gdy usłyszałam jak ktoś nawołuje Jessego. Oderwałam się od niego, ale on mnie zignorował i pocałował jeszcze raz, między pocałunkami wyszeptałam.
- Czekaj.. To może ważne..
- Zapewne nie wiedzą jak czyścić miecze. - Mruknął z ironią, patrząc mi się w oczy z rozbawieniem. Miał ładne chłodno niebieskie oczy i zdałam sobie sprawę, że się w nie wpatruje. Nagle ktoś wszedł do namiotu, że aż podskoczyłam. Jesse przytulił mnie mocniej, ale ja natomiast wyrwałam mu się i patrzyłam oszołomiona na twarz Mike. Ręce miał związane z tyłu prowadzony przez żołnierza. Spojrzał się na mnie z nieukrywaną radością.
- Jeniec wojenny. - Wyjaśnił żołnierz Jessemu. - Znaleźliśmy go przy jednym z namiotów, nie miał broni i nie chciał walczyć, tylko się z Tobą widzieć. - Jesse uniósł brwi.
- Przeszukaliście go dokładniej ?
- Eeee…- Zająkał się mężczyzna.
- Idioci. - Syknął. - Rozwiąż go. Więzy nie są wygodne. - Żołnierz rozwiązał Mike, który z wielkim uśmiechem na twarzy rzucił się w moją stronę tuląc do siebie. Stałam jak sparaliżowana, bo moja głowa nadal nie rozumiała co on tu robi. Nagle cofnął się ze strachem, możliwe, że zobaczył wzrok Jessego.
- Nie jestem tu w sprawie buntowników, Jestem sam. Odeszłem. - Wyjaśnił.
- Wiesz o nas, czyli wszyscy buntownicy wiedzą to oznacza, że mamy przeciek. - Myślał na głos, nie zwracając na niego uwagi.
- Kim jesteś ? - Spytał się Jesse chłopaka ze znużonym spojrzeniem.
- Jakbyś nie wiedział. - Roześmiał się Mike machając ręką ze skromnością. Blondyn zmarszczył czoło.
- Postrzeliłeś mnie ! Jak możesz nie pamiętać ! - Krzyknął z rozpaczą mój szkolny kolega.
- Postrzeliłem Cię mówisz ? Świetnie, więc możesz być połową królestwa.
- Nie pamiętasz mojej twarzy, z klifu ? Byłem z Daisy ?! - Krzyczał coraz głośniej. Chyba naprawdę zabolało go, że nikt go nie pamięta. Jesse spojrzał się na mnie z pytającym spojrzeniem. Kiwnęłam głową, a on tylko wzruszył ramionami.
- Powiedz…
- Mike. - Wtrącił tamten. Blondyn posłał mu mordercze spojrzenie.
- Jesteś odważny… Albo głupi, że mi przerywasz. Nie obchodzi mnie jak się nazywasz Mark. Powiedz wiedzą o nas tylko buntownicy, czy wszyscy.?
- Tylko my.. To znaczy.. Buntownicy. - Zająkał się trochę speszony. - Postanowili nie dzielić się z tym z innymi.
- Czemu ? - Rzucił ostro i z podejrzliwością Jesse.
- Ja.. Ja.. Naprawdę nie wiem… czemu..- Wykrztusił zdenerwowany. Nawet ja zauważyłam, że coś ukrywa.
- Świetnie. A jesteś tu po co ? - Spytałam go.
- Jak to?. Dla Ciebie ! Chce do was dołączyć . Uznałem, że musisz być tu samotna, w dodatku zawszę to Ciebie najbardziej lubiłem. - Powiedział i dawny entuzjazm mu wrócił. W głębi siebie zachichotałam. Słaba wymówka. Musi mieć jakiś cel i ten tekst, że jestem najważniejsza, gdy w ciągu jednego dnia szkolnego podrywał kilka dziewczyn na raz. Dopiero teraz umiałam jakoś myśleć o tym trzeźwo.
-Mogę mu poderżnąć gardło i zawiesić Ci na ścianie jeżeli chcesz ? - Zaśmiał się Jesse. Mimowolnie się uśmiechnęłam. To nie był taki zły pomysł. Nagle z boku Mike wydawał zduszony dźwięk.
- Ty !? Ty czujesz ! - Krzyknął zaszokowany. Blondyn spojrzał się na niego i mruknął.
- Albo może ja sobie go zawieszę jako tarczę do rzutków… - Rozmyślał.
- Skorzystajmy z tego jako plan B. - Zaoferowałam.
- To co mogę dołączyć ? - Spytał Mike nadal zszokowany odkryciami.
- A jesteś dobry w…. czymkolwiek ? - Spytał Jesse patrząc na niego krzywo. Sama nie wiem czemu. Mike był dobrze zbudowany i silny. Jako kapitan drużyny w szkole, musiał taki być. Jednak Jesse ignorował jego ciało i skupił się na twarzy z lekkim głupawym uśmieszkiem.
- Jasne ! Umiem walczyć świetnie mieczem. Niczym Twój rycerz, pamiętasz Daisy ? - Spytał się mnie. Posłałam mu chłodne spojrzenie.
- Zwymiotuje. - Mruknęłam niemiło. Uśmiech na chwile znikł z jego twarzy, ale opamiętał się.
- Zobaczysz !.
- Świetnie. Przyjmuje Cię. Za dziesięć minut pojedynek z Daisy. - Powiedział klaszcząc w dłonie. Mike wyszedł z uśmiechem z namiotu.
- Dobrze się czujesz ? - Spytałam Jessego. - Czemu go przyjąłeś ? - Spojrzał się na mnie z rozbawieniem.
- Po pierwsze może być zabawnie, po drugie jest tu w jakimś celu. Zakładam, że buntownicy go przysłali na zwiady i tyle. Będzie się z nimi kontaktował, co sprawia że zabawa jest jeszcze ciekawsza, bo oni nie domyślają się, że ja wiem. Zbyt wiele zaryzykowali dając wszystko na jedną kartkę, która nie umie dobrze kłamać. A powody dla których tu przyszedł były dosyć prawdopodobne, gdyby nie to, że nie wygląda na kogoś, kto trzyma się jednej dziewczyny.
- Już to zauważyłeś…- Stwierdziłam wzdychając. Jesse był niesamowity i tym samym przerażający. Wiedział wszystko o człowieku patrząc na niego.
- Zaraz… - Zastanowiłam się. - Skąd ja mam wiedzieć, że Ty…- Nie pozwolił mi dokończyć ponieważ pocałował mnie czule w usta.
- Ponieważ oddałem Ci wtedy mój pierwszy pocałunek. - Mruknął myśląc pewnie o wigilijnym wieczorze, który wydawał się być tak dawno temu. Podszedł natychmiast do szafki i wyjął jakiś miecz owinięty w tkaniny.
- Ten będzie Twój. - Powiedział podając mi zadziwiająco lekkie ostrze. Przypomniała sobie jego miecz. Połyskująca srebrem rękojeść wysadzana malutkimi diamencikami i równie czyste stalowe ostrze z wygrawerowanymi napisami. Byłam ciekawa jak wygląda mój, miałam nadzieję, że równie wspaniale. Odwinęłam tkaniny i wstrzymała oddech. Był piękny, bardzo podobny do jego własnego. Na ostrzu jednak nie miał napisu, tylko falę, a rękojeść, była identyczna co jego jednak mimo obecności drobnej, dużej ilości diamentów był błyszczały także gdzie nie gdzie drobinki różowego kwarcu. Uniosłam go lekko w górę pod słońce dostające się do namiotu. Blask oślepił mi odrobinkę oczy.
- Wiesz, normalny chłopak daje dziewczynie kwiaty. - Zaśmiałam się, jednak przytuliłam się do niego.
- Chętnie. - Wyszeptał mi do ucha. - Jak przeprosisz się z ich sprzedawcą.- Znieruchomiałam. Niemal natychmiast zdał sobie sprawę z tego co zrobił.
- Przepraszam….
- W porządku. Taki Twój nawyk.
- To i tak było przegięcie. - Powiedział poważnie Nagle zdałam sobie sprawę, że zaraz mam ten idiotyczny pojedynek. Wyjaśniłam to i skierowałam się do wyjścia.
- Czekaj ! - Krzyknął zdenerwowany. - Cholera ! Zapomniałem. Masz rany, jeszcze po tej bitwie. - Nagle uświadomiłam sobie, że ma racje. A gdy tylko to sobie uświadomiłam, natychmiast poczułam wszędzie ból.
- Nie ma teraz na to czasu. - Mruknęłam.
- Nie musisz brać udziału w tym pojedynku. - Zasugerował.
- Nie ma mowy. Nie będę gorsza od Mike! - Odpowiedziałam, przypominając sobie, że kobieta na wojnie nigdy nie dorówna mężczyźnie. Co za hipokryta!
- W porządku. Gdzie masz rany ? Spróbuje uleczyć to magią. - Mruknął bez wyrazu twarzy.
- Umiesz ? - Spytałam zaskoczona i równocześnie pełna nadziei.
- Oczywiście. A jak myślisz, czego uczyłem się przez tyle czasu. - Pokiwałam głową.
- Mam coś z nadgarstkiem, uczucie jakby miała tam wszystkie kości połamane. Ranę na plecach i warga mi krwawi jakbyś nie zauważył. A tak to tylko wszystko mnie boli.
- To ładnie. - Mruknął. Podszedł do mnie i obracając podciągnął mi do góry bluzkę i koszulę. Nie protestowałam. Kogo obchodzą moje plecy, zapewne całe we krwi. Poczułam jak kładzie on na nich swoją chłodną dłoń. Mamrotał coś pod nosem w zdawało mi się innym języku, bo nigdy takiego nie słyszałam i naszło mnie uczucie ulgi. Cały ból odpływał jakby nigdy nie istniał. Tak samo zajął się moim nadgarstkiem. Sprawdziłam go, wszystko było w porządku. Przez jakieś kilka minut zajmował się jeszcze drobnymi siniakami i rozdarciami. W każdym razie czułam się jak nowo narodzona, wcale nie czułam, że jeszcze z godzinę temu brałam udział w bitwie. Wtedy naszło mnie niepokojące uczucie i ledwo powstrzymałam wymioty. Pełno ludzi, krwi… Zabitych.. I ja.. Odbierająca ich życia i czująca z tego satysfakcje….. Oddychałam ciężko chcąc te uczucia jakoś opanować lub zignorować i zapomnieć.
- Wszystko w porządku ? - Spytał się Jesse. Spojrzałam się na niego, zastanawiając się czy zadać to pytanie. W końcu postanowiłam.
- Co czujesz… Gdy odbierasz człowiekowi życie ? - Spuścił wzrok jakby zastanawiając się nad odpowiedzą. W końcu spojrzał mi w oczy wzruszając ramionami.
- Nic…. Nie wiem jak to wyjaśnić. Nie czuje smutku, ani radości, żadnego żalu czy wyrzutów. Jednak także nie czuje satysfakcji z tego powodu. Gdy walczę czuje jedynie… Determinacje i… gniew. Nic innego. - Zapadła cisza. Oboje myśleliśmy nad czymś. Nagle jego głos przerwał ciszę.
- Gdy z nim skończysz powinnaś trochę odpocząć.
- Taaa… - Kiwnęłam głową i wyszłam na zewnątrz. Zapadał już wieczór. Było rozpalone ognisko. Zastanawiałam się skąd Daniel, Chris i Nate wytrzasnęli drewno, ale chyba nie chciałam słuchać tej ekscytującej opowieści. Za to Nate zagadnął.
- Mała ! Słyszałem, że znowu wpakowałaś się w kłopoty. - Uznał ze śmiechem. - Krążą plotki, że dołączył do nas silny sprzymierzeniec, mistrz walki mieczem. Nie wiem ile z tego prawdy.
- Zero. - Zaśmiałam się. - Mistrz walki mieczem? Pewnie sam wypuścił tą plotkę.
- To się chłopak nieźle zdziwi. - Nagle jego wzrok padł na mój miecz i oczy mu się zaświeciły.
- To na pewno robota Dareka! Świetnie wyważony, lekki dzięki czemu szybki, ale mocny i niezniszczalny ! Robi najlepsze ! Jesse ma nawet swój od niego ! Ach… Żebyśmy tak wszyscy takie mieli… Ale chyba byśmy musieli cały dom sprzedać. - Rozmarzył się dotykając mojego prezentu.
- Ej ! Dobra koniec Maniaku ! - Zaśmiałam się.
- Wybacz. - Podrapał się niezręcznie po głowie. - Po prostu wiesz jak to mówią, jeżeli masz słaby miecz, to sam jesteś słaby.
- Kto tak mówi ? - Spytała się. - Nie zgadzam się. To zależy od osoby która mieczem włada.
- Może i masz rację. Ja jednak, jak to uznałaś Maniak mieczy odbieram za swoją filozofię  Dareka. Chociaż…. Taki Jesse by nawet umiał wykałaczką zabić, więc nigdy nic nie wiadomo.  - Zaśmiał się i poklepał mnie po ramieniu odchodząc. Nagle w głowie pojawił mi się obraz gdzie trzeba by uderzyć wykałaczką, by doprowadzić do śmierci… Wiedziałam !. Cholera ! Zapomnij! Lecz się u psychiatry dziewczyno…
- Daisy ! - Usłyszałam radosne wołanie. Selena z bliźniaczkami biegła w moją stronę z jakimiś tackami.
- Kaszankę ?
- Kiełbaskę ?
- Może Chlebek ? - Proponowała każda.
- Tak dzięki. - Mruknęłam. - Nie będę walczyła o pustym żołądku, pewnie słyszałyście te plotki.
- Owszem, ale wiesz to tylko plotki. - Powiedziała z uśmiechem Hannah. - Wiesz, naprzykład słyszeliśmy, że potężny człowiek, chce sprzeciwić się i planuje rebelię, a okazało się, że to szesnastolatek. - Zaśmiała się i nagle zmieszała, wiedząc, że przecież z tym Szesnastolatkiem przegrała we wszystkich rundach.
- A Ja słyszałam, że to jakiś Twój przyjaciel. - Dorzuciła Selena.
- Owszem. - Powiedziałam jakby z nawyku.
- Dasz sobie radę ! - Uznała Alice. - Dzisiaj zabiłaś sama niemal trzydzieści osób. I to nie byle jakich.
- I czym tu się szczycić ! - Zdenerwowała się Selena.
- Aa… Przepraszam.. Zapomniałam. Rzeczywiście niczym…- Alice sprawiała wrażenie naprawdę skruszonej.
- W porządku. - Ochłonęła szatynka o szarych oczach.
- Daisy ! - Usłyszałam kolejne radosne wołanie, akurat gdy paliłam moją kaszankę i kiełbaskę. I tak… Dosłownie… Oby dwie nadziane na metalowy kijek były w środku ognia.
- Walczmy już teraz ! Jestem napalony ! - Krzyczał wymachując jakimś mieczem i gestykulując obronę tarczą. Ja jakoś nigdy nie widziałam zamiłowania do tarczy. Owszem, była bardzo pomocna, ale mi bardziej odpowiadały dwa miecze. Dzięki temu mogłam się bronić jak i podwójnie atakować.
- Wyluzuj. Zjedz kiełbaskę. - Rzuciła Hannah wpychając mu ją całkiem zimną do buzi. Chłopak zakrztusił się.
- Weź tak z zaskoczenia. - Żachnął się. - Zresztą, nie mogę jeść ! Teraz jestem w świetnej formie.
- To poczekaj aż ja zjem. - Mruknęłam zrezygnowana, polewając je keczupem.
- A tak w ogóle to co robiłaś sama w namiocie Jessego? - Zmienił temat.
- Chwalił ją za świetną walkę ! Nie wtrącaj się w jej sprawy. - Krzyknęła Alice z oburzeniem.
- Nie dostaniesz przez to jedzenia!
- Przecież mówiłem, że go nie chce. - Mruknął marszcząc czoło. - Jesteś dziwna. - Wzrok Alice natychmiast się zmienił i wyciągnęła miecz z pochwy. Ze złowrogim spojrzeniem zrobiła krok w jego stronę. Selena i Hannah ją przytrzymywały, a ja natomiast dalej zajadałam.
- Puśćcie mnie ! Zabije śmiecia ! - Krzyczała tamta. Uśmiechnęłam się. Naprawdę było mi tu dobrze. Serce mi się ściskało na myśl, że kiedyś ich opuszczę.
- Hej Daisy ! - Marudził mi Mike pod nosem.
- Dobrze, już dobrze. - Wyciągnęłam miecz, on zrobił to samo, ustawiając także swoją tarczę Wiedząc, że Mike jest nadpobudliwy wiedziałam, że uderzy pierwszy, więc czekałam. Nie pomyliłam się. Ruszył wprost na mnie machając mieczem. Odepchnęłam go i sama wykonałam cięcie, ale zasłonił się tarczą. W nadzwyczajnych okolicznościach można by było mu obciąć dłoń, bo trzymał tarczę, bardzo niedbale, chroniąc tylko poszczególną część ciała. Jednak w okolicznościach przyjacielskich tamten postanowił mnie machać mieczem ile popadnie. Musiałam się cofać. Nie mogłam odpychać wszystkich cięć przez cały czas. Gdyby Mike był mądry, to pomyślałby, że skoro jestem zajęta, a on nie ma do dyspozycji miecza, którego używa, to mógłby mnie walnąć samą twardą tarczą. Ale chyba na to nie wpadł. Wycofałam się, gdy nagle z boku zobaczyłam znajomy błysk. Porwałam klingę miecza z rąk Alice, która stała obok i czyściła go. Teraz zahamowałam jego miecz i siłując się drugim w ręce, dźgnęłam pod tarczą. Trafiłam go w udo. Zawył z bólu.
- Dobra dobra. - Podniósł ręce w kwestii obrony. - Trzeba było jednak coś zjeść. - Uznał. Oddałam Alice, która patrzyła na mnie spode łba miecz.
- Wiesz, jeśli wygodniej walczy Ci się dwoma mieczami, to powinnaś próbować na treningach - Powiedziała.
- Może i racja, ale…
- Załatwione, zamówię drugi, ale trochę na niego poczekasz, więc będziesz musiała trenować z innym. - Mruknął mi aksamitny głos przy uchu, że aż się wzdrygnęłam przestraszona. Zawsze pojawiał się znikąd i znikał niczym duch. Otarł się ręką niby przypadkowo o moje udo.
- To był całkiem niezły cios.
- Też tak uważam, ale szkoda, że muszę od nowa czyścić. - Westchnęła Alice wskazując na miecz.
- Och.. Ja to mogę zrobić.
- Nie trzeba. Tylko ja mogę czyścić swój miecz. - Odpowiedziała dumnie usuwając z niego krew Mike.
- Tu wszyscy mają fioła na ich punkcie. - Poskarżyłam się. - A właśnie nie mógłbyś uleczyć Mike ? - Spytałam Jessego.
- Czy Ja Ci tu wyglądam na weterynarza.
- Oj daj spokój. Mam wyrzuty sumienia. - Skłamałam niewinnym głosem.
 - I tak go nie wyleczę, niech sobie radzi. - Uznał kpiąco.
- Musisz być taki niemiły, już raz go postrzeliłeś. - Powiedziałam z rozbawieniem.
- Właśnie ! Czekam na przeprosiny ! - Krzyknął Mike z obandażowaną nogą i wskazując na Jessego. Blondyn podniósł kącik ust w złośliwym uśmieszku.
- Stań w kolejce. - Ignorując go przeszliśmy obok, oddalając się od ogniska. Usiadłam w gorącym piasku. Tak nagle zmieniliśmy pogodę. Jeszcze kilka dni temu była zima, a teraz siedziałam w krótkich spodenkach patrząc na zachodzące słońce.
- Naprawdę nie zmienisz zdania ? - Spytałam blondyna, który przysiadł koło mnie.
- Zdradzę Ci tajemnicę. - Powiedział i przyłożył dłoń do mojego ucha.
- Nie lubię Marka.
- To żadna tajemnica. - Uśmiechnęłam się. - I to jest Mike. - Uśmiechnął się lekko. Zastanawiające było to, że ostatnio często się uśmiechał. A kiedy go poznałam… Wtedy ani razu..
- Obiecasz mi coś ? - Zapytał patrząc mi w oczy. - Kiedy umrę… będziesz już pewnie w domu… W każdym razie. Zapomnij o mnie. - Spochmurniałam i gapiłam się przed siebie.
- Wiesz, czasami po prostu zapominam, że jesteś chory. - Przyznałam.
- Obiecasz mi ? - Spytał się ponownie.
- Na jakiej podstawie sądzisz, że w ogóle będę Cię rozpamiętywać ? - Prychnęłam oburzona. Nagle serce mi podskoczyło, gdy leżałam na piasku, a chłopak starał się mnie nie przygnieść. Jak zwykle musiał zrobić coś niespodziewanego. Nachylił się i pocałował w szyje.
- Bo nie zapomnisz, aż do końca.
- Już się Ciebie boje. - Mruknęłam zgodnie z prawdą i zadrżałam pod jego dotykiem.

*Mike*
Ech… Naprawdę nie spodziewałem się, że przegram. Mimo wszystko dobrze się bawiłem. Teraz już leżałem na materacu w namiocie i patrzyłem się w sufit, jeśli tak można to nazwać. Nagle usłyszałem dźwięk z komórki i przeczytałem wiadomość od Davida. - ,, Pamiętaj o raporcie ‘’. Westchnąłem. Zupełnie zapomniałem. Nagle przyszło mi do głowy pytanie. Czemu on mnie przyjął ? Starałem się być wiarygodny, ale to chyba była kompletny niewypał. Mimo wszystko Jesse przyjął mnie. Może nic się nie domyślił. Mogłem tylko na to liczyć. A Daisy ? Właściwie cieszę się, że ją zobaczyłem. Jednak boli mnie, że czuje się tutaj dobrze...

Ładny mi 19-tnasty xD No, ale wstawiłam ;3
Pozdrawiam i od razu Dziękuje za Komentarze :3 Nie jest ich wiele, ale wasze są dla mnie warte dużo więcej.  Naprawdę są miłe i jestem wdzięczna :)
                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                    

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdziałek ;3 Czekam na następny.
    PS. Twój blog jest naprawdę super.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział :)
    Czekam na nn i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! :)
    Czytam Twoje opowiadanie od dłuższego czasu i muszę przyznać, że jest naprawdę rewelacyjne! :)
    Z niecierpliwością czekam na nn :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż teraz to się na serio spóźniłam z tym komentarzem. Niestety miałam sprawdziany semestralne i musiałam poprawiać sobie oceny ( i tak nie wyszło :D). Teraz mogę pisać. Komentarz będzie dosyć krótki , bo i tak chyba nie wypada już pisać , ale dobra tam.
    1. Romans się rozwija widzę XD. Ale serio ich historia ma w sobie coś bardzo smutnego. Nie wiem dlaczego. Cała to opowieść jest psychologiczna i daje do myślenia. To dobrze.
    2. Daisy zabija. Tak ! Jak już tam gdzieś wcześniej pisałam , nareszcie jakaś dobra bohaterka , która nie czeka na ratunek!
    3. Mike jest zbyt pewny siebie, Myślał ,że wygra z Daisy? Dobre sobie. W ogóle zauważyłam jak wielka przepaść wytworzyła się pomiędzy Daisy ,a jej przyjaciółmi. Daisy bardzo wydoroślała , stała się twarda - po prostu dorosła. Oni nadal są strasznie naiwni, wierzą ,że są mega bohaterami, którzy pokonają całe zło świata. Dodatkowo bezgranicznie słuchają się Davida ,a co raz bardziej zaczyna mi się wydawać ,że albo jest idiotą ,albo czegoś nie wiemy ,albo jest strasznie złówieszczy i odegra tu znaczącą rolę.
    Mike szpiegujący Daisy? Mike , który przechytrza Jessa? Jakoś tego nie widzę XD. Ostatnie zdanie utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest skończonym egoistą. Ale różne są uczucia ludzkie.
    4. Daisy powinna zapomnieć o starych przyjaźniach. Jedne drzwi się zamykają , drugie otwierają. Tak to jest , ma nowych przyjaciół , którzy nie uważają jej za pustą lalę , tylko za dobrą wojowniczkę, To jest coś :).
    5. Walka dwoma mieczami? Ciekawe. Zaczęłam rozważać wszystkie aspekty tej metody. Daisy musiałaby być silniejsza lub szybsza niż przeciwnik, bo mógłby po prostu naprzeć na nią z całej siły tarczą i ją powalić . Daisy musi ćwiczyć :D.

    No to tyle jak na razie. Pozdrawiam :)

    Claudine

    OdpowiedzUsuń
  5. A miał być krótki kurcze :(/ Claudine

    OdpowiedzUsuń
  6. Ostatnio pojawił się nowy rozdział na Księżniczce. Nie wiem czy w koncu dodałaś mnie do obserwowanych tak więc piszę tu o tym.

    OdpowiedzUsuń