poniedziałek, 4 marca 2013

Początek końca.



*Jesse*
… Skręciłem w boczną ciemną uliczkę, by ominąć patrol żołnierzy. Nie było potrzeby by wywoływać zamieszanie strzałami. Chciałem dostać się do serca królestwa niepostrzeżenie. Wiedziałem dokąd iść. Spędziłem cały ostatni tydzień na studiowaniu mapy i próbując odnaleźć najlepszą drogę. Mój drogi braciszek Król Henryk ma swoją sypialnię na najwyższej wieży po wschodniej stronie. Połowę drogi miałem już z głowy. Ominąłem granice jego królestwa bez żadnych przeszkód. Wystarczyło dostać się do powozu kupców. Ale w murach było trudniej. Żołnierze mnożyli się jak mrówki. Byli wszędzie. A uznałem, że lepiej im się nie pokazać. Zwłaszcza gdy byłą godzina nocna. Nikomu po zmroku nie można było wychodzić z domów. Te warunki były trudne. Zapewne łatwiej byłoby się dostać do zamku w dzień, ale wtedy byłoby niemożliwe zabić króla. Zresztą ciemność mi nie przeszkadzała. Wszystko dobrze widziałem, a przemykanie z jednej uliczki do drugiej szło mi niepostrzeżenie. Gdy byłem już przy zamku natknąłem się na samotnego żołnierza. Co za głupota oddalać się od grupy. Podszedłem go od tyłu i skręciłem kark. Z głuchym łoskotem upadł na ziemię. Wziąłem go za ramiona i zaciągnąłem do niemal czarnego zaułka. Chwilę później wyszedłem ubrany jak żołnierz królestwa. Schowałem twarz pod czapką, bo istniała szansa, że ktoś mógł mnie rozpoznać. Z bronią  z tłumikiem w ręku już bez żadnych przeszkód dotarłem do drzwi pałacu. Było tam dwóch ochroniarzy. Natychmiast pokazałem im srebrny zegarek z godłem królestwa, który był identyfikatorem żołnierza i przeszedłem przez drzwi. Nie myślałem, że dostanie się tu jest takie łatwe. Po braciszku spodziewałem się czegoś lepszego, może najwyraźniej zmiękł. W końcu na tym świecie nie było zamachu na żadnego króla od niemal wieku. Się zdziwi. Przeszedłem przez dziedziniec i po schodach na wieżę. Wyjrzałem z korytarza i przy drzwiach głowy państwa, było dziesięciu ludzi. Tylko oni dzielili mnie od zrealizowania planu. Spojrzałem na magazynek. Dziesięć naboi. Nie miałbym później czasu znowu go naładować, bo wzniósł by się alarm. Czyli, że muszę szybko i precyzyjnie zabić każdego po kolej. Wychyliłem zza roku tylko lufę i trochę twarzy bym mógł widzieć cel. Nacisnąłem i znowu…. Celowałem prosto w głowę, by obeszło się bez niepotrzebnych krzyków. Zanim się zorientowałem, wszyscy leżeli na ziemi, z krew plamiła i tak już szkarłatny dywan. Wszystkich wcisnąłem do jakiegoś pokoju naprzeciwko. Na stole zauważyłem czerwony poncz. Wziąłem kieliszek i w miejscu krwi polałem napoju. Opuściłem kieliszek, który rozbił się na milion kawałeczków szkła. Teraz nikt nie pomyśli, że to krew .Przynajmniej taką miałem nadzieję. Nadzieję, że mocny zapach ponczu przyćmi rdze i sól. Wyciągnąłem ze spodni spinkę, którą z sobą wziąłem i zamknąłem zamek do pokoju, gdzie leżało dziesięciu martwych żołnierzy. Otworzyłem drzwi do sypialni i pokoju króla. Na moje szczęście były otwarte. Zapewne myślał, że kilku żołnierzy da radę, albo chociaż wzniesie alarm. Żałosne… Wszedłem i zajrzałem do sypialni, król nie spał, ale siedział przy biurku przy jakiś papierach. Skryłem się w cieniu i powiedziałem cichym, szorstkim głosem.
- Może byś się z łaski swojej odwrócił do swojej śmierci. - Postać podskoczyła i obróciła się w stronę głosu.
- Planujesz mnie zabić ? Złapią Cię.
- Sam fakt, że  w pojedynkę się tu dostałem dowodzi, że twoi żołnierze są nieudolni. - Powiedziałem spokojnie.
- A co jeśli zacznę krzyczeć? - Spytał się Henryk.
- Uciszę Cię. A zanim ktokolwiek przyjdzie, mnie już nie będzie.
- Pokaż się. - Warknął, a jego niebieskie oczy płonęły gniewem.
- Nie poznajesz głosu, swojego młodszego braciszka ? - Mruknąłem i pozwoliłem by połowa mojej twarzy znalazła się w świetle księżyca. Henryka całkowicie zamurowało. Patrzył się w osłupieniu.
- Zabijesz własnego brata ? - Spytał się z niedowierzaniem.
- Nie rozśmieszaj mnie. Nie mam czasu i ochoty na rodzinne sentymenty. Jestem tu, by wszystko zmienić, Wasza Wysokość. - Powiedziałem z lekkim ukłonem, a mój palec pociągnął za spust…

*Daisy*
Spałam jak każdej innej nocy. Jak zabita. Nie zdolna do obudzenia nawet gdyby ktoś wystrzelił z armaty. Nie no… Może trochę przesadzam, bo komuś się to udało. Usłyszałam w nocy jak otwierają się moje drzwi i ktoś pochyla się nade mną. Byłam całkowicie bezbronna jeśli byłaby to napaść, więc przestraszyłam się nie na żarty. Jednak obok ucha usłyszałam szept.
- Pomożesz mi w czymś ? - Spytał się męski głos tak dobrze mi znany. Odwróciłam się już całkiem obudzona i  zrobiłam zdziwioną minę. Chłopak upadł z jękiem na moje łóżko, że przygniótł mi odrobinę nogi.
- W każdym pokoju jest apteczka, przynieś ją. - Zdezorientowana zapaliłam światło i podeszłam do drzwi na balkon. Za regałem była apteczka. Wiem, bo gdy Britney dawała mi pokój to dokładnie wszystko wyjaśniła.
-  Nie prosiłbym Cię o to, gdybym sam miał oczy dookoła głowy. - Szepnął.
- Hej. Jest ok… Co sobie znowu zrobiłeś ? - Spytałam, a moje myśli krążyły jak oszalałe chcąc znaleźć wyjaśnienie. Chłopak zaśmiał się ochryple.
- Z wejściem było łatwo. Trochę gorzej z wyjściem, gdy twoje ubranie było w czyjejś krwi. - Podparł się o łokieć, a drugą ręką próbował rozpiąć sobie z trudem koszule. Odwrócił się kawałek i zobaczyłam, że jego lewy bok jest… uszkodzony ? Z pewnością była to głęboka rana. Jednak przejechałam wzrokiem także po reszcie jego ciała. Przez klatkę piersiową jechała czerwona szrama…. Uznałam, że spytam się go o to kiedy indziej.
- Nie możesz iść z tym tam gdzie zawsze ?- Spytałam przestraszona.
- Serio ? I naprawdę sądzisz, że nie wydawałoby się podejrzane. Przychodzę w nocy zakrwawiony, a rano huczy w wiadomościach, że król Henryk został zamordowany. - Powiedział z ironią. - Rasz sobie jakoś radę, Ja się na tym w ogóle nie znam. - Syknął z bólu.
- Choć. - Mruknęłam i wzięłam go pod ramię, kierując się do łazienki. Gdy już położyłam go z ulgą na podłodze. Wzięłam czysty ręcznik i zmoczyłam go zimną wodą. Zupełnie nie znałam się na opatrunku ran, ale najpierw trzeba ją było chyba przemyć. Przemyłam mu cały zakrwawiony bok. Zanim do mnie dotarł był już prawie cały w szkarłatnej substancji. Chłopak ani razu się nie skrzywił, ale gdy wyjęłam spirytus zmienił śpiewkę.
- Nienawidzę tego cholerstwa. - Warknął.
-  Trzeba było nie iść na misję samobójczą. - Syknęłam ze złością. - Masz to po mieczu czy kuli ?
- Mieczu. - Odparł.
- To dobrze, nie będę musiała Ci grzebać we krwi. Och zaraz zwymiotuje. - Jęknęłam i zdezynfekowałam mu ranę. Jego wargi zacisnęły się w wąską linię. Mi też by pewnie nie było miło, gdyby na ranę wylano mi spirytus. Gdy skończyłam, wyjęłam z apteczki bandaż. Wyczołgałam chłopaka z łazienki i położyłam go na łóżku. Sama wróciłam, by zająć się czerwonymi plamami na białych kafelkach w łazience. Jak z dzieckiem pomyślałam i natychmiast znowu poczułam, że jestem dziwnie zmęczona i przez to śpiąca….
***
- Heej, księżniczko. - Usłyszałam cichy, łagodny głos gdzieś wokół. Poczułam czyjś ciepły dotyk na policzku. Otworzyłam odrobinę zmrużone powieki, ale twarz, którą zobaczyłam obok natychmiast mnie rozbudziła. Próbowałam się w pewnym sensie odsunąć i chyba przesadziłam, bo poczułam ból w każdej części ciała. Przez to wszystko spadłam z łóżka. Nie ma to jak miłe obudzenie. Usłyszałam na górze śmiech. Wstałam i potarłam sobie bolący łokieć.
- Wyjaśnisz mi co tu robisz ? - Spytałam się niezbyt uprzejmie.
- Nie pamiętasz ? - Spytał się podnosząc brwi, pogrzebałam trochę w pamięci.
- A tak. Rana. - Mruknęłam. Musiałam być najwyraźniej taka śpiąca, że przyczołgałam się do łóżka zapominając, że już tak położyłam Jessego. Ach same z nim kłopoty.
- Wiesz nie sądziłam, że udział w tej twojej rebelii ma w pakiecie niewyspane noce. - Powiedziałam.
- Nie wyspane ? Mi się bardzo dobrze spało. - Powiedział z uśmiechem, posłałam mu zirytowane spojrzenie.
- Wiesz rób sobie co chcesz. Następnym razem masz mnie nie narażać na zawał w środku nocy. - Uznałam i skierowałam się w kierunku łazienki. Gdy już z niej wyszłam zastałam chłopaka w tym samym miejscu. Dopiero teraz całkowicie obudzona, zwróciłam uwagę, że od pasa w górę nie miał nic na sobie.  Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć wyprzedził mnie.
- Masz może wodę ? - Spytał się. Lekko czerwona na twarzy wyjęłam z szafki szklankę i nalałam mu wody. Ten odrobinę się podniósł i wyciągnął z ciemnych spodni saszetkę z lekami. Nagle poczułam ukucie w sercu. Czy mi było z jego powodu smutno? Gdy go poznałam był wręcz odpychający, irytujący i po prostu chamski oraz arogandzki. Chyba dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłam w nim człowieka, który kogoś potrzebuje. Nawet nie zauważyłam, że rozmyślając nad tym patrzyłam się w okno. Gdy z powrotem się do niego odwróciłam zasnął. Miał lekko otwarte usta, saszetka z lekami utkwiła mu w dłoni. Wzięłam ją i położyłam na szafce nocnej. Wzięłam książkę i usadowiłam się obok na miękkich poduszkach zagłębiając się w lekturę,

*David*
- To nieprawdopodobne. - Mruknąłem do reszty, parząc na wiadomości telewizyjne.
- O co chodzi ? - Spytała się Melissa z zaciekawieniem. Tak samo reszta par oczu skierowała się w moją stronę.
-  Król Henryk, Król sąsiadującego do Arasonii, królestwa nie żyje. To było morderstwo. Posłuchajcie.
- ,, (…) Nie ma żadnych światków. W zaułku znaleziono martwego żołnierza, bez munduru, a przy drzwiach do komnat króla nie było strażników. Znaleziono ich zamkniętych w pobliskim pokoju, każdy martwy z dziurą po kuli w głowie. Sprawcą był na pewno zawodowiec. Kamery jednak nie zarejestrowały twarzy podejrzanego.  Dwaj strażnicy pilnujący pałacu mówią :
- Był tu jakiś mężczyzna.- Zaczął jeden.
- Nie odezwał się. Pokazał tylko znak identyfikacyjny, że jest z armii i go przepuściliśmy. - Dokończył drugi.
- Tak więc. - Zaczęła znowu reporterka. - Królestwo zostało bez króla. Ponieważ nie miał on jeszcze potomka, ani małżonki, to głosowanie zacznie się za miesiąc, gdy wszyscy uczcimy jego pamięć. Za cztery miesiące powinniśmy już zapewnić wybrakowi tron…. ‘’ - Wyłączyłem wiadomości i zacząłem intensywnie myśleć. Kto mógł to zrobić ? Po co ? Tamte królestwo nikomu nie zagrażało… Chociaż gdyby pomyśleć, to ono z byłym królem Henrykiem zawsze mogłoby poprzeć naszego króla. Czyli musiał to być ktoś kto chce wywołać wojnę z Arasonią? Ale jedyni zdolni do tego to My, buntownicy, więc nic z tego nie rozumiem.
Stella :
-  Dla mnie to wszystko głupota. Czemu Daisy nagle miałaby zmienić zdanie ? - Zadałam innym pytanie, gdy David przestał tak intensywnie myśleć nad morderstwem i zaczął użalać się nad ramieniem.
- Jesse zrobił jej pranie mózgu. Już chyba to ustaliliśmy. - Mruknął Mike.
- Uratujemy ją. - Mruknął David. - I wtedy dam jej mały wykład by nie celować bronią do przyjaciół…
Daisy :
Wyłączyłam telewizor. Wiedziałam, że chłopak robił coś niebezpiecznego w nocy, ale teraz nagle wszystko zaczęło układać się w logiczny sens. Spojrzałam się w bok. Już nie spał. Długo tak leżał i słuchał wiadomości czy dopiero się obudził.
- Tak sądziłem, że zostanę gwiazdą telewizji. - Mruknął.
- Czy Ciebie w ogóle coś obchodzi ? - Spytałam.
- Już kiedyś zadałaś mi to pytanie. Nie marnuj tlenu. - Odparł chłodno. Musiał mieć dobrą pamięć, ja sobie nie przypominam. Wzięłam się ponownie za czytanie książki, ale dobitnie doczułam jak się na mnie patrzył. Chciałam to zignorować, ale nie byłam cierpliwą osobą.
- Mógłbyś przestać ? - Spytałam się ze złością. - I masz własny pokój wiesz. - Chłopak zachichotał. W następnej chwili zanim w ogóle zdążyłam jakkolwiek zareagować książka wypadła mi z dłoni, a ja leżałam. Blondyn klęczał nade mną. A jego błękitne, zimne oczy patrzyły się na mnie z zainteresowaniem. Mocno zacisnął dłonie na moich nadgarstkach, a kolano miał między moimi nogami. Zaczął przesuwać je w górę, że mimowolnie zadrżałam. Na jego ustach pojawił się złośliwy uśmieszek, pochylił się i po prostu wyszeptał mi do ucha słowo ,,Dzięki ‘’. W następnej chwili go nie było, a drzwi do mojego pokoju były zamknięte. Leżałam tak jeszcze przez minutę zapewne cała czerwona, aż w końcu wstałam, wzięłam znalezioną książkę w ręce i chcąc dać upust złości rzuciłam nią w drzwi i krzykiem.
- Nienawidzę Gnojka !

Wiem, że ostatnio pisze krótsze rozdziały, 
ale od teraz będę dodawać je częściej :) 
Dopiero teraz przypomniało mi się że notkę na 22 zapowiadałam xd 
Ja to naprawdę mam pamięć nie powiem... 
No, ale lepiej ze mną nie będzie. Ostatnio 100 zł na klatce zgubiłam i klucze na dworzu, a klucze w mieszkaniu zostawiłam... W każdym razie nieważne, przygód z moją pamięcią było mnóstwo xd 
Kilka notek mam do zaliczenia, ale nielicznych, więc już się za nie biorę :) 
Postaram dodać notkę naprawdę jak najszybciej :3 
Pozdrawiam :3

1 komentarz:

  1. Jejku ,ale się spóźniłam z komentarzem ;o. Sorka,ale miałam małe urwanie głowy. I tak nie wyszło. Fizyka jest zbyt dziwna.
    1.Jesse coś kombinuje. Nie wiem jeszcze dlaczego chce doprowadzić do tej wojny ,ale to może być ciekawe .
    2. David ,David... On to się nigdy nie nauczy ,że Daisy już nie można besztać. Teraz ona rządzi. I proszę niech tak zostanie. Nie wracajmy już do początkowej Daisy c;. Nawet jeśli Jesse zginie i ona się z nimi "pogodzi" -chociaż lepiej nie. Oni jej nie doceniali. Tutaj może rozwinąć skrzydła. Niech przejmie pałeczkę po Jessym i kontynuuje rewolucje. To by było genialne. Daisy ,a obok niej najsilniejsi wojownicy. Dobre. Całkiem niezły pomysł na grę - nie powiem. Zarobiłabyś na tym miliony XD. W każdym razie. Cięty języczek zostaje ,nie odnawiajmy pięknej przyjaźni ( a jeśli już to jednak z ciętym języczkiem ;D).

    3.Miaeli być przystojni wojownicy ,w których bym się zakochała a, tu nic T^T. Mam plan. Może po śmierci Jess'ego Daisy zaprzyjaźni się z jednym przystojnym wojownikiem , a potem będzie z tego coś więcej ( przynajmniej dla niego) ;o. Muszę przestać czytać romanse. Za dużo ich. Stanowczo idę na odwyk.

    No i to chyba tyle. Za dużo się rozpisuję to ten będzie krótszy. Mam nadzieję ;D.

    Claudine

    OdpowiedzUsuń