poniedziałek, 24 grudnia 2012

Świat Wyborów I Kłamstw




*Daisy*
Otworzyłam ciężkie powieki. Wstałam sama nie wiem jak i standardowo rozejrzałam się. Byłam
w moim własnym pokoju. Tak mi się przynajmniej wydawało. Ściany były pomalowane na karmel
ozdobione obrazami, lampki z ciemnego drewna oraz beżowe firanki w kwiaty. Cały pokój był w
jasnych, ciepłych kolorach. Leżałam na satynowej pościeli w dużym łóżku, a na stoliku nocnym było
jakieś granatowe, ładne pudełko oraz jeszcze ciepłe kakao. Wstałam i postanowiłam najpierw
dokładniej się wszystkiemu przyjrzeć. W końcu trochę czasu tu spędzę, póki przyjaciele mnie nie
uratują. Rozmawiałam z nimi przy Jessem, więc będą chcieli trochę poczekać, by osłabić jego
czujność. W każdym razie zajrzałam do szafy, chcąc przebrać się w piżamy widząc gwiazdy za oknem.
O dziwo była pełna ubrań w moich rozmiarach. Założyłam dużą, miętową koszulę i rozłożyłam się na
łóżku. Spojrzałam jeszcze raz na pudełko i otworzyłam je. Pięknym blaskiem w moich oczach odbiła
się złota, delikatna bransoletka, która wiła się wśród...Przyjrzałam się niebieskim kamyczkom ze
złotymi żyłkami. Lapis lazuri! To przecież mój ulubiony kamień. Ucieszona, ale też trochę
przestraszona sięgnęłam po karteczkę, gdzie widniało drobne, ładne pismo.
,, Uznałem, że najszybszą formą zawiadomienia mnie, że masz kłopoty to coś co można nosić przy
sobie. Kamienie są zaklęte. Nie istnieje coś takiego jak magia, powiesz, ale wtedy przypomnij
sobie jak tu trafiłaś. Gdy poczujesz się zagrożona, moja bransoletka zaświeci się. Jest to też
w drugą stronę. Muszę Cię chronić, bo mam takie rozkazy. Więc zdaj się na mnie''.
Nie było podpisu, ale łatwo można było się domyślić od kogo to. Od osoby, której za gorsz nie
ufałam, nienawidziłam i która chciała mnie zabić, gdy tylko mnie zobaczyłam. Mimo to była
to osobą, którą tu znałam. Znałam jeszcze Britney, ale ona nie mogłam na nią liczyć w trudnej
sytuacji, bo nie był z niej typ rycerza. Zaraz ? Do czego to doszło. Sugeruje, że Jesse jest
rycerzem ? Ja bym postawiła na demona. Niespodziewanie w głowie pojawił mi się obraz. Zabiłam
człowieka. Widziałam moje ręce splamione krwią. Przestraszyłam się, ale w głębi serca czułam
jakby... satysfakcje. Nie chcąc się do tego przyznać czułam, że świat bez niektórych ludzi jest
lepszy. Mimo wszystko nie uważam, że są źli ludzie. Są tylko zagubieni. Zagubieni w przeszłości
lub w celach. Motywem tego człowieka była sprawiedliwość. Nie wiedziałam o co chodzi, ale ten
cel jest za ambitny na zwykłego cywila. Czasem przebłysk geniuszu prowadzi do szaleństwa.
A dobry cel, do złych czynów. Jednak czasami może warto do tego doprowadzić. Jeśli koniec będzie
dobry... Siedziałam tak nad tym myśląc i zebrało mi się na mdłości. Moja psychika jeszcze nie
toleruje takich czynów jak zabójstwo. Jednak postanowiłam popuścić to w nie pamięć. Nie zmienię
przeszłości, więc nie ma sensu się tym zadręczać. To tylko strata czasu. Założyłam złotą
bransoletkę i wypiłam letnie już kakao i położyłam kakao. Kładąc się na miękkie i ciepłe
poduszki nawet nie zauważyłam kiedy zapadłam w sen.
*** Parę dni później ***
Usłyszałam jakieś pukanie. Nie zwracając na nie uwagi zakryłam głowę kołdrą.
- Daisy ? - Usłyszałam głos Britney i otwierające się drzwi.
- Hmmm... ? - Mruknęłam.
- Przypominam o kolacji z królem, która została zmieniona na śniadanie. Więc chyba pora wstać.
- Jasne daj mi minutkę.
- O nie. - Jęknęła. - Chociaż Ty nie sprawiaj kłopotów, znając życie to i tak się spóźnicie,
przez Jessego, która ma zupełnie gdzieś swoje obowiązki. Robi co chce i kiedy chce, nie
zwracając uwagi, że później Ja mam nieprzyjemności.
- Będę gotowa za dziesięć minut.
- To zajrzyj do jego pokoju, pewnie jeszcze tam będę. - Powiedziała i wyszła, a ja wstałam z
zawrotem głowy, jak to zwykle po spaniu. Zajrzałam do szafy i zaraz później na pogodę za oknem.
Spadały już w nieba białe śnieżynki, a lasy i dachy domów były ozdobione w lampki i dekoracje.
Zaraz czyżby tak szybko były święta. Dopiero co spadł śnieg uznałam. Tak szybko minęły tu dni.
Poznałam więcej dziewczyn ze służby. Sporo było w moim wieku i nieźle się dogadywałyśmy.
Przez wszystkie te dni, ani razu nie widziałam Jessego. Może właśnie dzięki temu dni minęły mi
przyjemnie. Święta. Po co je komu ? Zadałam se pytanie, na zupełnie obojętne mi święto. Ubrałam
ciemne leginsy i białe, wełniane podkolanówki. Nałożyłam bluzkę z kołnieżykiem i biały sweter.
Rozpuściłam tak jak zazwyczaj włosy i nałożyłam lekki makijaż, bo jak już mówiłam miałam w
swoim pokoju i łazience wszystko co dziewczyna mieć powinna. Później całkiem już obeznana w
terenie skierowałam się do pokoju na drugim końcu korytarza. Drzwi były otwarte, a w środku
stała Britney z założonymi rękoma w geście buntu. Stanęłam koło niej i zauważyłam, że w ręku
wściekła trzyma jakieś białe pudełko. A na podłodze była górka białych tabletek. Jesse stał w
samych czarnych spodenkach, a w jego podkrążonych oczach szalał gniew.
- Ile razy mam jeszcze u Ciebie znaleźć narkotyki, do cholery ! - Krzyknęła. Blondyn uniósł
kąciki ust i wzruszył ramionami.
- Mam ich spory zapas, więc trochę się namęczysz.
- Myślisz, że to zabawa ! Tylko Ja o Ciebie dbam, ale Ty nie okazujesz mi nawet krzty
szacunku! - Krzyknęła i rzucając pudełko na drugi koniec pokoju, wyszła trzaskając drzwiami.
Aż podskoczyłam i zdałam sobie sprawę, że zostałam sama z nim w pokoju w takiej niekorzystnej
sytuacji. Miałam racje, bo zaraz spojrzał się na mnie z tą samą niechęcią i spytał się
opryskliwie.
- Długo masz tu zamiar jeszcze stać ? - Spojrzałam na niego z pogardą i także wyszłam.
Skierowałam się w kierunku królewskiej jadalni, ale niezbyt wiedziałam co zrobić. Przecież nie
wejdę od tak. A jeśli króla nie będzie ? A nawet jeśli już jest to nie wejdę tam sama. Chwilę
później, gdy stałam pod drzwiami, po schodach schodził chłopak. Miał na sobie czarną koszulę
Armaniego i ciemne rurki. Minął mnie bez słowa i otworzył drzwi. Weszłam za nim. Na końcu
dużego stołu siedział ciemnowłosy mężczyzna. Mający zupełnie inne włosy i oczy, ale podobne
spojrzenie do Jessego. Spojrzał się na mnie przenikliwym spojrzeniem z ciekawością w oczach.
Jakbym była jakimś bardzo ciekawym gatunkiem.
- Siadajcie, proszę. - Odezwał się obojętnie z twardą nutą. Usiedliśmy po obu jego stronach. Ja
lekko zestresowana, za to Jesse najwyraźniej znudzony. A no tak.. Zapomniałam, że oficjalnie i
on nie czuł.
- Podoba Ci się królestwo, Daisy? Rozejrzałaś się może trochę?
- Tak. Britney wszystko mi pokazała. Jest naprawdę...duże.
- Dziękuje za komplement. - Oznajmił sucho. - Najedźmy się może najpierw. - Dodał, a ja
spojrzałam na ładnie wyglądające sałatki owocowe, naleśniki i tosty.
- A miasto? - Spytał po chwili.
- Jaki cel ma ta rozmowa ? - Spytałam się z rozdrażnieniem. - Nie zaprosiłeś mnie, by wypytać
o wrażenia.
- Tak. Masz racje. Pewnie zastanawia Cię cała ta historia. Jak Ty i czwórka twoich przyjaciół
znaleźliście się tutaj oraz co się z Tobą dzieje w normalnym świecie ?
- Owszem. Zastanawia. I Ty pewnie oczywiście znasz na wszystko odpowiedź.- Rzuciłam z ironią, a
Jesse rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. Zupełnie go zignorowałam.
- No to jeśli je znasz to słucham. - Zakończyłam.
- Wierzysz w istnienie siły wyższej ?
- Czyli w przeznaczenie ? - Upewniłam się. - Nie nie wierzę. Sami decydujemy o naszym losie.
- Nie mam na myśli przeznaczenia. Raczej coś na rodzaj magii.
- Czy ja wiem... Nie ma pewności, ale możliwe, że magia to nauka, której jeszcze nie odkryliśmy
lub po prostu fantastyka.
- Pierwsze spostrzeżenie jest dosyć trafne. - Uznał. A więc, można powiedzieć, że jestem w
posiadaniu pewnego portalu, który pokazuje mi wasz świat. Mieszkasz w Miami, nazywasz się Daisy
Perensiel? Masz starszego brata, niezbyt miłe dzieciństwo i urodziłaś się w lutym.
- Skąd Ty... ?! - Oburzyłam się przestraszona.
- Wybacz... Potrzebowałaś dowodu. A więc podam Ci coś jeszcze. Kiedy twoja matka była w ciąży
w kraju panowała epidemia. Małe dzieci umierały, nawet te silne. Ty oraz Jessica, Stella, Josh
i Mike umarliście...
- Jestem tu do cholery ! Twoja historia jest niewyobrażalna.
- Daj mi skończyć. - Powiedział tak samo spokojnie. Siląc się na łagodną nutę. - Umarliście.
Ale przypadek chciał, że stał się cud. Gdy straciliście puls zaczęliście płakać. Wasze serce
ciągle nie biło, ale otworzyliście oczy. Później zasnęliście i znowu wszystko wróciło do normy.
Ten wypadek popadł w zapomnienie. Nie było to żadne przeznaczenie. Po prostu przyszliście na
świat w nieodpowiedniej minucie.
- I teraz płacę za to, że się urodziłam ? - Zapytałam niewzruszona.
- To nie jest wina żadnego z was. To wina terrorystów, którzy jeszcze nie dawno was przygarnęli.
- Nie podobała się im moja władza i postanowili dać moc dzieciom z innego świata, by ich kiedyś
uratowały. Dbając tylko o siebie, sprowadzili to na was.
- To nie tłumaczy twoich rządów dyplomaty.- Stwierdziłam.
- Robiię to co uważam za słuszne i nie oczekuje zrozumienia. - Odpowiedział.- Chcesz może
zobaczyć co się teraz z Tobą dzieję. Mogę Ci pokazać.
- Nie. - Odezwał się po raz pierwszy, dobitnie Jesse. - Musimy już iść.
- Ależ nie. Chętnie zobaczę, czy to co mówi jest prawdą. - Blondyn spojrzał się na mnie, ale
nic nie powiedział. Król Kreins zaprowadził nas do swojego gabinetu. Grzebiąc w regale w
książkach obok otworzyła się ściana, tak jak w filmach przygodowych. Na środku pomieszczenia
znajdował się ekran. Król podszedł i zmienił na górze cyfry.. Na mój ten rok. Dopisał także
moje imię i nazwisko.
- Podejdźcie tutaj. - Polecił. Gdy znaleźliśmy się bliżej zobaczyłam na ekranie siebie.
Podłączoną do kroplówki w szpitalu. Obok mojego łóżka w pokoju szpitalnym były także pozostałe
cztery.
- Wszyscy jesteście w śpiączce. - Powiedział.
- Skąd mogę mieć pewność, że ten obraz jest prawdziwy.
- Nie możesz. Ale widać, że nie jest to grafika komputerowa, nieprawdaż ? - Powiedział
spostrzegawczo.
- A co z zadaniem, że możemy wrócić dopiero jak sprowadzimy pokój na królestwo.
- To terroryści sprowadzają w nie chaos i zamieszanie. Czuje, że jesteś zdezorientowała. Możesz
już wrócić do siebie i trochę sobie przemyśleć, niektóre sprawy. Dobranoc. - Powiedział i
wyprosił nas. Wracaliśmy w zupełnej ciszy, jakby każdy pogrążony we własnych myślach.
- Jaka dzisiaj data ? - Spytałam się nagle.
- A więc tym się teraz martwisz ? - Spytał zdziwiony.
- Tamtym przestałam w pierwszej czwartej drogi. - Powiedziałam z fałszywym uśmiechem. Nie dał
się nabrać uznałam widząc jego spojrzenie, ale odpowiedział mi.
- 14 Grudnia.
- Czekasz na gwiazdkę? - Spytał z kpiną.
- Nie. - Odpowiedziałam podnosząc brwi pytająco. - Po protu chce wiedzieć ile już tu jestem.
*** Czas w ciągu 10 dni ***
- Boże ! Camila jakie to pyszne. - Uznałam kosztując szarlotki z cynamonem.
- Och dziękuje! Naprawdę miło, gdy słyszy się coś takiego. Lubię gotować, odkąd pamiętam.
- Też lubiłam.- Uznałam.
- Naprawdę ? - Spytała Helen słuchająca naszej rozmowy. - Więc masz szanse się wykazać. -
Skończyła z uśmiechem podając mi miskę.
***
- Dlaczego zawsze wygrywasz ze mną w szachy. - Uznałam wkurzona oparta o fotel.
- Po prostu jestem od Ciebie mądrzejszy. - Powiedział uśmiechając się złośliwie.
- Jesteś pijany ! - Oburzyłam się wskazując na pustą już butelkę burbona, którą się nie podzielił.
- Niee.. Skądże... - Tłumaczył się robiąc minę szczeniaczka. - No może trochę..
***
- Do pełna, nie bądź skąpy ! - Krzyknęłam w stronę blondyna, który kupił całą butelkę whiskey w barze.
- Tak, a później będę Cię taszczyć. - Uśmiechnął się pokazując białe zęby. Tak żadko się uśmiechał, ale gdy to
robił wyglądał jakoś inaczej.
- Sugerujesz, że jestem gruba ? - Powiedział demon stryjnie obrażając się.
- Nie, ale sugeruje, że to ja pierwszy się nachlam.
- To co mała bitwa ?
***
- Braciszku, czemu nie wziąłeś mnie ze sobą ! - Krzyknął Alex rozczarowany.
- Wiesz, Jesse bardzo by chciał, ale nie możesz jeszcze chodzić do baru.
- Tak naprawdę, to nie chciałem się z dzieciakiem po mieście włóczyć. Pamiętaj jestem wzorem brata. - Szepnął
mi na ucho.
- Wzór ? - podniosłam brwi. - No naprawdę święty jesteś.
- Zabierzemy Cię Alex następnym razem dobrze. - Zaproponowałam.
- Dobrze ! - Krzyknął ucieszony.
- Jak to ?! Przecież to niemożliwe. - Krzyknął Jesse, gdy wyszliśmy z pokoju.
- Dlatego już nigdy nie pójdziemy do baru, wzorze. - Zażartowałam, ale chyba go nie zrozumiał, bo przez resztę
dnia chodził naburmuszony.
***
Stojąc przy oknie widziałam dużo gwiazd, ale nie tej jednej. Te ostatnie dziesięć dni spędziłam...można nawet
powiedzieć, że wesoło. Denerwowana, ale chyba w dobrym sensie przez Jessego. Spędzone miłe chwile Helen,
Camilą, Britney oraz resztą. Ale brakowało mi moich starych, prawdziwych przyjaciół. Czasami miałam wrażenie,
że jestem przez nich zapomniana. Spodziewałam się, że na święta będę już z nimi. Ale przyzwyczaiłam się, że
w święta nigdy nie jestem ze wszystkimi, których kocham. W...Można powiedzieć wielkiej sali jest oficialna wigilia.
Za to w jednym z największych pokoi była służba, czyli towarzystwo, które bardziej mi odpowiadało. Jednak Jesse
musiał zostać tam. Nie lubiłam świąt, ale teraz dałabym wszystko, by moje życzenie się spełniło. Chciałam już
wrócić, ale nie chciałam też zostawiać uczuć, które zdobyłam tutaj. Usłyszałam otwierającą się klamkę na balkon,
gdy tylko się obejrzałam zobaczyłam blondyna o niebieskich oczach.
- Już musisz wytrzeźwieć ? - Spytałam,
- Nie piłem, - Odpowiedział znudzony. - Myślisz o nich prawda ?
- Skąd takie założenie ?
- Wiesz... Myślę, że gdybym ja miał kogoś kogo kocham to też bym tęsknił. - Ale przecież masz kogoś takiego, Kretynie.
Pomyślałam. Nie mówcie mi, że nie tęskni za matką, Davidem, czy królikiem. A za czasów szkolnych przecież
na pewno się zakochał i miał przyjaciół. Spojrzałam na niego z ukosa. Ale przecież nie wiem tego. Nie mam
pewności, może właśnie było zupełnie na odwrót. W moich myślach ukazał się mały dzieciak, podobny do Alexa.
Zawsze sam...Ogarnięty rozpaczą, gniewem i nienawiścią. Nie widząc światełka w tunelu. Chociaż ja zawsze
uważałam, że promyk nadziei może zrodzić się i z największego smutku.
- Gdybyś miała mieć życzenie to właśnie to by nim było, prawda ? Zobaczyć ich.. - Przerwał mi moje rozmyślania
blondyn.
- Owszem.
- Wiesz jest idealna chwila, by spełnić twoje życzenie. Znam tylko wyjście z miasta i posiadłości. Wszyscy się bawią,
a król nic nie będzie podejrzewał.
- Ale... Czy nie miałbyś Ty kłopotów ?
- Pewnie tak. Ale w końcu chce sprawić, by chociaż jedna osoba była szczęśliwa. Choć. - Powiedział i zeszliśmy po
balkonie na dół. Przeszliśmy przez ogrody, pełne zamarzłych krzewów róż. Jesse otworzył drzwi do domku dozorcy.
- Jesteś pewien ? - Zapytałam.
- Jest ze mną. - Odpowiedział i weszliśmy, jednak dom i tak był pusty. Chłopak odsunął duży regał i okazało się, że
ściana okryta jest dywanem. Odsłonił go i przeszedł przez otwór. Za nim były schody na dół.
- Prowadzi on do podziemia, do buntowników.
- Zaraz ! Zawsze wiedziałeś, gdzie oni się ukrywają.
- Oczywiście. Po prostu powiedzmy, że nie jestem po żadnej ze stron. Zabijanie buntowników jest mi zupełnie
obojętne. Teraz biegnij. Kieruj się strzałkami, ale na końcu będzie przeszkoda. Jest wielka tam wielka przepaść.
Ale to tylko złudzenie. Po prostu idź dalej i pamiętaj PEWNIE. Nie możesz się zawahać, inaczej dziura stanie się
prawdziwa.
- To za trudne.
- Wcale nie. Po prostu musisz mi zaufać.
- Jeszcze miesiąc temu chciałeś mnie zabić ! - Krzyknęłam oburzona.
- Oj wypominasz. Teraz Ci pomagam. Pomyśl. Gdybym chciał Cię zabić to już byłabyś martwa. Idź już. - Powiedział i
odwracając się zniknął....
***
Miał racje ! Pomyślałam uradowana. Zaufałam jego słowom i dałam radę. Byłam już w kwaterze głównej.
Poznawałam to miejsce. Zaczęłam iść w stronę pokoju Davida. Byłam już za drzwiami, kiedy usłyszałam głosy
moich tak zwanych przyjaciół.
- Gdyby Daisy tu była to pewnie nie starczyłoby już alkoholu dla nas.
- Ja nie rozumiem. Jak można być tak bezdusznym, by dbać tylko o siebie.
- Szczerze mówiąc, znudziła mnie ta cała akcja ratunkowa. W końcu jeszcze żyje.
- Jesse jest przystojny, może ma niezłą zabawę.
- Agresywna mała dziewczynka i anioł psychopata. Co za duet. Haha.
- Gdy tu była pewnie narzekałaby na coś,
- Jak zawsze.
- Jestem ciekawa jakie ma tam zajęcie. Może sprząta.
- I po co chciała być bohaterką.
- Zawsze myśli, że to ona jest ta najmądrzejsza.
Słyszałam te wszystkie dobrze znane mi głosy i ich prawdziwe opinię. Po moim policzku pociekła mi łza.
Skierowałam się w stronę wyjścia. Biegłam już nawet się nie oglądając. Chcąc zostawić wszystko za sobą.
Te słowa... Mnie zabolały. Zabolały tą bezduszną osobę. Gdy wyszłam w domku dozorcy nie wiedziałam już dokąd
iść. Wróciłam tu, ale czemu ? Przecież chciałam stąd uciec... Może po prostu nie miałam już dokąd iść.
Skierowałam się w stronę klifu na którym stał pałac. Usiadłam na jego wzgórzu i patrzyłam się na nicość. Na coś
co nie miało znaczenia, ale po prostu nie zostało mi nic innego. Łzy ciekły mi po policzkach. Do cholery ! Obiecałam
sobie, że już nigdy nie będę płakać. Że będę miała głęboko gdzieś świat i ludzi. Że nie zranią mnie słowa, ani czyny.
Niestety to były tylko puste słowa. Wreszcie to widzę. Usłyszałam szum traw i wiatru. Przyroda, która mnie nie interesowała
teraz była jedynym moim sprzymierzeńcem. Jakby słuchała wszystkich moich zażaleń.
- Bez cierpienia nie istniejemy. Pomyśl że jest to dowód na to, że jeszcze tu jesteś, Wiem, że go potrzebowałaś.- poczułam
ciepły oddech przy moim uchu. Nawet nie zauważyła, że ktoś podszedł.
- Wiedziałeś ?
- Nie... Nie wiem co się stało, ale wiem, że jest źle. Zauważyłem jak wychodziłaś z domu dozorcy. - Wyjaśnił, ale mi nadal
tkwiły w głowie jego słowa. Tak.. Potrzebowałam dowodu na moje istnienie tutaj. Jego słowa dotknęły mnie w pewien sposób.
Chłopak pojawił się nagle przede mną. Przyglądając mi się z troską. Jednak nie spotkał mojego spojrzenia, gdyż
całą twarz, zapewne z rozmazanym tuszem schowałam w ramionach.
- Dlaczego zawszę jak mam chwilę słabości, to Ty jesteś obok co ? - Spytałam z ironią.
- Kto wie. Przypadek. Uwierz, że jeśli istnieje coś takiego jak przeznaczenie to na pewno by nas nie złączyło.
- O czym ty mówisz ? - Mruknęłam. Poczułam ciepłą dłoń, która ujęła moją twarz i oddaliła od kolan. Moje ciemne, dziwne oczy
z nutką fioletu spotkały się z jego chłodnymi, niebieskimi. Nie wiem z jakiego powodu, ale serce przyśpieszyło prędkość mojego bicia.
mimo wszystko ciągle zachowując zdrowy rozsądek chciałam go odepchnąć. Jednak nawet nie zauważyłam, gdy zatrzymał moją rękę.
Nasze ciała dzieliło już tylko kilka centymetrów. Od jego ciała oddziaływała niesamowite ciepło  Zwłaszcza w ten grudniowy dzień. Mimo wszystko...
- Przestań. - Szepnęłam już całkiem odcięta od świata. Widziałam tylko nas dwoje.
- Jestem Kochanie za bardzo bezduszny. - Mruknął i poczułam na wargach jego ciepło. Delikatne usta musnęły moje. Dałam sobie spokój
z jakimkolwiek walką. Po prostu odwzajemniłam... Poczułam jego satysfakcję. Nie przerywając opuszkami palców wytarł mi łzy.
Zaczął całować mnie coraz bardziej łapczywie, gwałtownie. Jakby od tego zależało jego życie. W końcu doszło do tego, że leżałam na śniegu przygwoździona
jego ciałem.Jednak nie było mi wcale zimno. Zresztą wiedziałam, że Jesse wróci na ziemię to jemu też nie spodoba się opcja śnieżna.
W tej chwili wiedziałam jedno. Pożądam go. Może i nie mamy przyszłości, Ale życia tą chwilą jest więcej warte. Przyjemne dreszcze na cielę, gdy
czuje, że po nim błądził Przyjmując także, że to był mój pierwszy pocałunek.



A Więc Jak ktoś jest spostrzegawczy to coś zauważy :) Wiem że to wszystko jest bardzo skomplikowane i już nie wiadomo komu ufać.
Specialna dedykacja dla Claudine.  ! Mam nadzieję, że dobrze zaliczyłaś Egzaminy oraz dziękuje, za twoje niesamowite komentarze ! 
WESOŁYCH ŚWIĄT WSZYSTKIM ! :3

7 komentarzy:

  1. Końcówka świetna!
    Czytałam z 10 razy :D
    Jakoś na początku nie byłam przekonana co do tej pary ale nie można zaprzeczyć, że do siebie pasują.
    Świetnie to napisałaś kochana :)
    Nie mam słów normalnie cudny rozdział!
    Pozdrawiam i czekam niecierpliwie na nn :)
    PS zapraszam na swoje blogi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. obiecuje że nadrobię zaległości :*
    zapraszam do mnie po długiej przerwie
    http://klaus-caroline.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Łooo! To już teraz nic nie wiadomo.
    Ale najważniejsze, że pocałowali się! Jeeeeeej! :D Jaką radość mi sprawiłaś.
    Nie skomentuję natomiast tych przyjaciół Daisy, do których poszła... ;/ Wredni.
    Zapraszam na drugi rozdział na: so--cold.blogspot.com
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pocałowali się!!! :D :D Świetna końcówka ;) Co do przyjaciół Daisy, to wydaje mi się, że Jesse jakoś ją oszukał, w końcu było w tym rozdziale trochę o magii, może to było jakieś złudzenie... sama nie wiem, ale jakoś nie wierzę aby jej przyjaciele tak o niej myśleli.

    Chciałabym zaprosić cię na mojego nowego bloga z grafiką: http://lovely-secrets.blog.pl/

    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem najbardziej wzruszonym człowiekiem na świecie c;. Czytam sobie rozdział z zapartym tchem ,a tu nagle taka niespodzianka c;. Dziękuje , dziękuję i jeszcze raz dziękuję c;.
    Co do notki - naprawdę świetna. Idealnie ukazałaś tą drugą stronę medalu. W zamku panuje cudowna , ciepła atmosfera , czego nigdy bym się nie spodziewała . Pijany Jesse , rozmowy z pokojówkami i ich wspólnie spędzone chwile , wywołały na mojej twarzy ogromny uśmiech. Zaczynam myśleć iż atmosfera w zamku jest bardziej ciepła niż u buntowników.
    Mimo wszystko nie wiem już komu ufać. Może taki był właśnie cel ,ale się już trochę pogubiłam XD.

    Z jednej strony buntownicy mogą być tymi złymi. Jak już pisałam , w którymś z poprzednich komentarzy ( lub taki mi się przynajmniej zdaje) zadziwiające jest to ,że jako wygnańcy posiadają cudownie wspaniały sprzęt i jakimś cudem nie wiedzą o tajemniczym przejściu, co jest dość nieprawdopodobne.

    Z drugiej strony cała ta miła atmosfera w pałacu , może być tylko planem Jessego , o którym wspomniał w poprzedniej notce( zdobycie zaufania Daisy). Z początku nie chciało mi się wierzyć w obgadywanie Daisy przez jej przyjaciół. Istnieje szansa ,że buntownicy zrobili im pranie mózgów ,ale może być to też intryga Jessego . Cóż , nagle pojawiło się cudowne przejście , o którym nikt nie wiei nagle akurat w momencie gdy przychodzi Daisy, oni zaczynają ją obgadywać. Ciężko mi w to uwierzyć.

    Wszystko wydaje mi się takie pogmatwane. Czasami mam wrażenie ,że w tym całym wyimaginowanym świecie nie ma ani dobra ani zła. Tak jakby ta cała przygoda miała coś na celu. Zatarcie granic? Nie mam pojęcia c;. Pożyjemy zobaczymy.

    Nie zagłębiając się w szczegóły, Jesse musiał coś poczuć całując Daisy. Scena była niesamowicie romantyczna i śliczna. Mam nadzieję ,że jej nie zrani c;.

    "A Więc Jak ktoś jest spostrzegawczy to coś zauważy"
    Po przeczytaniu tego , zaczęłam studiować notkę linijka po linijce - dziesięć razy . Wyszło na to ,że nie jestem spostrzegawcza XD.

    Claudine c;

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na trzeci rozdział na: so--cold.blogspot.com
    Kiedy pojawi się u ciebie nowość?
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! Zapraszam na nowego bloga: two-worlds-one-love.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń